Uroczystość Wszystkich Świętych

Moi Drodzy! 

Dziś, w uroczystość Wszystkich Świętych przesuwają się przed naszymi oczami ludzie święci, którzy już wysłużyli sobie życie wieczne, szczęśliwe.
Dobrze, że  mamy ten jeden dzień w roku, w którym zbiorowo pozdrawiamy wszystkich naszych świętych  „z każdego narodu, wszystkich pokoleń, ludów i języków”, których Bóg uznał za swoich przyjaciół i zaprosił na niebieskie gody Baranka.
Święci są nam potrzebni, tym bardziej, im mniej my sami jesteśmy świętymi i w im bardziej nie świętym świecie przychodzi nam żyć.
Świętych potrzebuje Kościół, dla którego są oni ciągłym dowodem jego żywotności i aktualności oraz jakby rehabilitacją wobec stawianych pod jego adresem zarzutów.
Świętych potrzebuje świat jako znaku, że Bóg wciąż  kocha ten nasz stary świat, na nim działa i wyprowadza zeń dobro.
I każdy z nas musi sobie powiedzieć: Potrzebuję świętych jako, uczeń Chrystusa, a potrzebuję ich po to, bym dzięki nim odnalazł siebie i samego siebie odmienił.
Jestem uczniem Chrystusa w świecie oświeconym ewangelią, ale czy tą ewangelią żyję? Czy jest u mnie Chrystus na co dzień?  W jaki sposób mam stać się świętym?   
Na szczęście mamy zwierciadło, dzięki któremu możemy zobaczyć swoje prawdziwe oblicze. Tym zwierciadłem są nasi święci. Święci to ludzie świadomie wybierający służbę i trwają wiernie w podjętej decyzji: ubodzy, miłujący pokój i budujący go wokół siebie, sprawiedliwi, przebaczający i pełni ofiarnej miłości względem drugiego człowieka. Nie skarżą się nawet w cierpieniu i zawsze są szczęśliwi. Szczęśliwi nie dopiero kiedyś, gdy posiądą przyobiecane królestwo nieba, ale już dziś, tu na Ziemi.
Spójrzmy od czasu do czasu na świętych i porównajmy swoje życie z ich życiem. Kim naprawdę jesteśmy. Ile nam jeszcze zostało z wierności wobec Boga, z posłuszeństwa własnemu sumieniu, z godności życia prawdziwego chrześcijanina.
Może to odkrycie nas zawstydzi? Święci dodają nam jednak ducha i pomagają.
Przykład świętych porywa!  Bowiem chęć do naśladowania leży w naturze człowieka.
Święci nie chcą, byśmy przed nimi zginali kolana. Klękajmy przed Bogiem, mówią.
Czy krok w naśladowanie świętych, których dziś ukazuje nam Kościół, to nie za wysokie progi dla mnie?  Otóż po pierwsze, kto  mówi, że od razu muszę być świętym Pawłem, Dominikiem,  Wojciechem, Elżbietą  czy choćby tylko małą świętą Tereską?
Uroczystość, którą dzisiaj obchodzimy, stawia przed nami także innych świętych, tych bez aureoli i drukowanych życiorysów. Ludzie jak my, z brakami, wadami, których  do śmierci nie zdołali przezwyciężyć. A przy tym Boży1, Bogiem zauroczeni i ku Bogu uparcie kroczący. Do ich szeregu próbuj równać.
Po drugie świętość to rękodzieło, które się samemu wykonuje. Żaden ze zbawionych nie budował swojej doskonałości według obliczeń komputera, planując na zimno szczegóły działania. Zawierzali się po prostu Bogu i próbowali być wierni.
Świętość życia to akt miłości, którym znaczy się każdy dzień. Ale przez te dni  prowadzi każdego Bóg. Specyficzne rysy, odrębne u każdego ze świętych, kształtuje nie podręcznik ascetyki, ale Duch Święty. Zróbmy w swoim życiu miejsce dla tych wyższych Mocy, Mocy przychodzących z góry. Pozwólmy się modelować ewangelii, słowu Bożemu i sakramentom, a i w  nas także Chrystus ukaże swoje cuda.
Wybrany i zaproszony przez Boga, a takim jest każdy ochrzczony, bierze jeszcze pod uwagę, na swojej drodze do nieba, świętych obcowanie.   Wierzę w świętych obcowanie.
Po Bogu i jego Najświętszej Matce Maryi,  świętych obcowanie daje nam  możnych a chętnych wspomożycieli.
Święci nie są zazdrośni. Ich najgorętszym pragnieniem jest, by tak, jak kiedyś w nich, tak również w nas zatryumfowała wola Boża. Toteż stale towarzyszą nam swoim wstawiennictwem i zabiegają o nasze zbawienie. Starajmy się, za to, dorównać im kroku
.

Szczęść Boże.