Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej.

Moi Drodzy!    

Częstochowa, jak to wynika z samej nazwy, to miejsce warowne, obronne, które często nas chowa. Taką była Częstochowa w czasie potopu szwedzkiego i taką pozostaje przez wiele następnych lat, kiedy tysiące strudzonych i trwożnych serc tam szukają obrony.
Dobrze że naród ma taką warownię. Do tych, którzy chronią się w tych warownych murach, zdaje się przemawiać Maryja słowami mądrości Bożej: „Błogosławiony… kto czuwa u progu mej bramy” z modlitwą Pod Twoją obroną uciekamy się.
Uciekamy się? Właśnie, zadajmy sobie, to pytanie: czy cała nasza religijność nie staje się przypadkiem religijnością ucieczki, religią zamkniętej twierdzy? Staje się taką wówczas, kiedy ogranicza się do samych tylko praktyk religijnych, poprzestaje tylko na pacierzach, słuchaniu kazań, na udziale w Sakramentach. To byłaby religijność zamknięta.
Zamknięta w kościele, tak jak w Twierdzy. Zamknięta w katechizmie, w książce do nabożeństwa. Ale nie tylko kościoły stają się w takim wypadku zamkniętymi twierdzami. Twierdzą zamkniętą staje się wtedy serce człowieka poboznego. Owszem mamy wtedy Boga w sercu, mamy Go przez częstą Komunię. Ale może ten Bóg w naszym sercu, jak w twierdzy zamknięty, uwięziony? To dzieje się wtedy, kiedy naszym modlitwom nie odpowiada nasze życie, kiedy nasza religijność kończy się w kościele. Jest to zatem religijność, która nikogo nie nawróci, nikogo nie przekona, nie porwie. Bo to jest zamknięta warownia, do której nie dostuka się bliźni ze swoimi sprawami.
Człowiek o takim stylu religijności mówi, że jest zamknięty w swoim nabożeństwie, gdyż nie chce, by mu ktokolwiek przeszkadzał. Ale on często jest zamknięty po prostu w swoim egoizmie. I to jest religijność trwożliwa. Bo tak jak oblężeni, zamknięci w twierdzy, boją się co będzie, jeżeli wróg do twierdzy się włamie, podobnie religijność zamknięta w modlitwach i nabożeństwach boi się, by jej ktoś w tych nabożeństwach nie przeszkodził. I naprawdę można i trzeba się obawiać o religię, polegającą tylko na modlitwach i nabożeństwach.
Potrzebna jest religijność otwarta. Co to jest religijność otwarta? Jest to po prostu otwarte serce wierzącego człowieka. Jest ono otwarte do miłości, do prawdomówności, do szczerości, uczciwości, cierpliwości, do przebaczania, do uczynności. Religijność otwarta, bo wtedy i Bóg ma otwartą drogę przez nas do naszych bliźnich.
Może przez nas przemawiać naszym słowem delikatnym i uprzejmym, może przez nas pociągać serca ludzkie do Siebie.
I nasi bracia mają wówczas otwartą drogę przez nas do Boga: słyszą tego Boga w naszych słowach cierpliwych i łagodnych, widzą tego Boga w naszych czynach usłużnych. Religijność otwarta jest to świadectwo jakie człowiek wierzący wystawia Bogu swoim życiem.
Do każdego z nas zwraca się dziś Maryja, Matka Boża z wezwaniem: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Cokolwiek wam powie Jezus, Jej Syn.
Co mamy czynić i jak postępować mówi nam sam Bóg w przykazaniach i Ewangelii Chrystusowej.
Religijność otwarta jest więc religijnością czynnej praktyki wypełniana przykazań Bożych i nakazów Ewangelii. Nasz Bóg jest Bogiem życia, więc i nasza religijność musi sięgać głęboko w życie, aby to życie stało się pracowite, ofiarne, skromne, trzeźwe i uczciwe.
Ewangelia opowiada o Chrystusie, który udziela się ludziom do tego stopnia, że nawet cudu nie szczędzi, aby radość przyjęcia weselnego nie została zakłócona brakiem wina. Człowiek religijny angażuje się w pracę i rozrywkę, aby swoją postawą wszędzie objawiał swym bliźnim prawdziwe oblicze Boga. „Bóg jest Miłością”. Nie ma zatem prawdziwej religijności bez dowodów czynnej, praktycznej miłości. Nasza religijność poczyna się w modlitwie, w zjednoczeniu z Bogiem ale ramionami swymi musi ogarnąć cały świat i wszystkich ludzi.
Na przykładzie Kany Galilejskiej widzimy, że Bóg, który jest Miłością, chce objawiać swą miłość za pośrednictwem ludzi, że wciąga ich do współpracy w aktach Jego miłości: „Napełnijcie stągwie wodą … zaczerpnijcie … zanieście …”.
Anioł Pański zwiastuje Maryi Słowo Boże w samotności i w modlitewnej ciszy,. Ale skoro tylko poczęła Boga w swym łonie, wstaje natychmiast, odrywa się od swej samotni, od swego nabożeństwa, „z pośpiechem” idzie podzielić się tym Bogiem z drugimi, nawiedza dom swych krewnych, usługuje Elżbiecie, pośredniczy w uświęceniu jej dziecka.
Jeśli taką będzie nasza religijność, nie będziemy się obawiali ateistów ani innowierców, albowiem Miłość jest siłą, która wszystkich i wszystko zwycięża.
W swoim czasie Ojciec św. Paweł VI wezwał lud rzymski do modlitwy za umierającego przywódcę włoskich komunistów P. Togliatti’ego, a gdy ten umarł, przesłał komunistom wyrazy współczucia. W odpowiedzi Komitet Centralny Partii oświadczył, że komuniści są do głębi wzruszeni dobrocią i uprzejmością papieża i składają mu wyrazy serdecznej wdzięczności.
Można powiedzieć, że papież swoim publicznym gestem wyszedł z Watykanu dalej, aniżeli wtedy, gdy odrzutowcem udawał się do Ziemi świętej czy do Nowego Jorku.
Oczywiście potrzebne są modlitwy, potrzebne nabożeństwa, potrzebne praktyki religijne.. Jeżeli Bóg jest Miłością, to każdy, kto  chce ukształtować w sobie miłość, wielką i ofiarną, musi do Boga się zbliżać i z Bogiem osobiście się kontaktować, zwłaszcza przy ołtarzu, od płomienia Ofiary Chrystusowej zapalać swoją gotowość do miłości ofiarnej.
A więc, owszem, kochajmy nasze modlitwy, nasze nabożeństwa, nasze pielgrzymki; wpatrujmy się z nabożną czcią w oblicze Królowej Jasnogórskiej, ale pamiętajmy, że ta Królowa opuściła swoją warownię, aby pomagać będącej w potrzebie Elżbiecie.
Do tej Królowej, której obraz jaśnieje w Jasnogórskim Sanktuarium wśród błyszczących wotów, wśród jarzących świec, do Niej się uciekamy.
Tę zaś, która przekroczyła bramy swej warowni i wędruje przez ziemię, szukając komu by mogła przyjść z pomocą, Tę naśladujmy.

Szczęść Boże.