UROCZYSTOŚĆ ZMARTWYCHWSTANIA CHRYSTUSA

Moi Drodzy!

Uroczystość Zmartwychwstania  Pańskiego

Fundamentem, na którym opiera się osobiste uświęcenie każdego jest wiara.
Na pierwszym miejscu wiara w to, że Jezus jest naszym najlepszym nauczycielem jako Bóg i człowiek, który był złożony w grobie i Zmartwychwstał.
Pożytecznym jest więc rozważanie i pogłębianie w swoim umyśle i sercu tej tajemnicy, z prośbą do Boga, o pomoc w jej ugruntowaniu.  Chrystus zapewniał swoich Apostołów, że dnia trzeciego zmartwychwstanie. I zmartwychwstał!
Zresztą jakże śmierć mogłaby zatrzymać w swoim mrocznym królestwie Tego, który jest Życiem? Śmierć nie jest potęgą wszechwładną. Jej moc i panowanie są ograniczone. Dotyka ona tylko tych, których życie nie jest osobistą własnością, ale otrzymanym darem.
Ten, ukrzyżowany i złożony w grobie, miał życie sam z siebie. Owszem, był samym życiem. By móc umrzeć, musiał się wprzód przyoblec w podległe śmierci człowieczeństwo. Musiał się stać jednym z nas. I nad tym Jego  wspólnym z naszym  człowieczeństwem, zapanowała śmierć.  Ale i tu  istnieje istotna różnica pomiędzy nami a Chrystusem. W życie Jezusa śmierć weszła nie jako nieuniknione fatum, przed którym nie ma ucieczki. Nie weszła też jako konsekwencja grzechu i kara za niego. Przyszła raczej jako pokorna sługa, której zlecono wykonać rozkaz kogoś mocniejszego niż ona.
Jezus umarł   dlatego,  że sam umrzeć chciał i sam umrzeć postanowił.
„Nikt mi życia nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” –  mówi Chrystus w przypowieści o dobrym Pasterzu. Dlaczego to uczynił?  Teologia wylicza szereg powodów.
Zastanowimy się tylko nad jednym z nich: Jezus żył i umarł „dla nas”.
To „dla nas” rozumieć trzeba bardzo szeroko:  „w zastępstwie  za nas”,  „w ofierze za nas”,  „za grzechy nasze”,  „dla zbawienia  naszego”.
Będzie, najogólniej mówiąc, solidarne podzielenie z nami całej trudnej, człowieczej egzystencji. Współudział, który nas oświeca, krzepi i przeobraża, wyciąga z biernego poddaństwa, a kieruje ku świadomemu kształtowaniu ludzkiego losu według modelu życia Chrystusa.
Przyjście na świat Syna Bożego nie miało na celu uwolnienie człowieka od trudu, cierpienia i śmierci. Według odwiecznych planów Opatrzności wszystko to pozostać miało nadal i iść poprzez historię ludzkości aż do chwili, gdy w miejsce doczesności  zaistnieje wieczność.
Trzeba było jednak pokazać człowiekowi, jak należy trudzić się, cierpieć, a potem umierać, by te niełatwe elementy każdej ludzkiej egzystencji nie przygniatały naszej osobowości, ale ukazały jej swój sens i wartość.
Potrzebny nam był Ktoś, kto przenikając spojrzeniem tajemnice wszystkich zdarzeń, umiałby człowieka przekonać, że pod  ciężarem  pracy, niepowodzeń, cierpienia, a przede wszystkim śmierci, odnaleźć można pełen logiki i miłości plan Boga, uwzględniający nasze dobro; tego Boga, który będąc przecież Ojcem, nie mógł – ot tak sobie – skazać swoje dzieci na cierpienie i śmierć.
Przyszedł więc na świat Jezus, by nas o tym wszystkim pouczyć nie tylko słowem, ale przede wszystkim przykładem.
Dwadzieścia wieków temu przeszedł całą tę gehennę ludzkich cierpień Syn Boży, by każdemu z utrudzonych i cierpiących być drogowskazem i pomocą.
Dla nas wszedł On nawet w otchłań śmierci, tę otchłań, która najbardziej nas przeraża, a wszedł po to, aby nam pokazać, że i na tę najciemniejszą i najtragiczniejszą z ludzkich dróg, jaką jest dla człowieka śmierć, wejść można z nadzieją i wyjść zwycięsko.
Nadzieją i zwycięstwem  jest Jezusowe zmartwychwstanie. Jezus nie mógł pozostać w grobie, bo gdyby pozostał, umarłoby też razem z Nim i poszło w niepamięć wszystko, czego uczył, do czego nas zachęcał, ku czemu ukazywał drogę. Wraz z Jego wydanym na  zniszczenie ciałem rozsypałaby się w proch cała nasza wiara; wiara w dobro, w sprawiedliwość, w jakiś porządek i ład na świecie, w jakiś sens ludzkiego życia i wiara w  Boga nad nami.
Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, głosi św. Paweł,  daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara, a my, pokładający w Nim nadzieję, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania.
Umrzeć, to Jezus mógł, skoro aż tak bardzo nas ukochał, że przemierzyć zapragnął razem z człowiekiem tę najtragiczniejszą z wszystkich dróg. Ale nie wolno Mu było pozostać w grobie na zawsze, bo tym pozostaniem przekreśliłby  siebie, i nas.
Siebie, że nie był tym, za kogo się podawał.  A nas? Świat, któremu pokazało się drogę w heroizm Wielkiego Piątku, nie kończącego się Wielką Niedzielą, stałby się światem przegranym.   Nie wolno roztaczać przed człowiekiem wizji raju i w imię tego raju wprzęgać go w trud i mękę, jeżeli tego raju dać mu nie można.  Jeżeli tego raju w ogóle nie ma!  Jezus nie mógł nas tak zwieść i rozczarować. Po tym, co powiedział, po tym, ku czemu porwał, po tym, czym zachwycił, musiał zmartwychwstać.  I zmartwychwstał.
Poprzez to swoje zmartwychwstanie mówi nam: Ufajcie! Wszystko, co wam powiedziałem, jest prawdą. Wszystko, o co kazałem walczyć, jest do zdobycia. Wszystko, ku czemu poleciłem wam iść, istnieje rzeczywiście i w ostatniej godzinie życia  będzie waszą radością. Zwiążcie tylko wasze życie z moim życiem.
Św. Paweł, który lubił rzeczowość i detal, tak   zachęca  wiernych Kolosan:
„Szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus… Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi… „.
Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach:   złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Odrzućcie gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę. Nie okłamujcie się nawzajem. Jako więc wybrańcy Boży, święci i umiłowani, obleczcie się w serdeczne miłosierdzie: dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciwko drugiemu”.
Na pewno ani tegoroczna Wielkanoc, ani następne, ile ich  jeszcze będzie, nie uwolnią nas od wysiłku, ani od cierpienia czy trwogi. Nie uwolnią przede wszystkim od śmierci. Bądźmy pełni radości, bo zło już przegrało. Może zaszkodzić tylko tym, którzy na to sami pozwolą lub wejdą z nim na ugodę. Kto oparł się o Chrystusa, jest  nie do pokonania.

Szczęść Boże.