IV Niedziela Wielkiego Postu

Moi Drodzy!

IV Niedziela Wielkiego Postu

                                 Spotkanie z Bogiem w szczerej i pełnej żalu spowiedzi.

„Każdy, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, by nie potępiono jego uczynków”. Pan jest dobry dla wszystkich.  Do Jezusa zbliżali się wszyscy, również celnicy i grzesznicy. To nie podobało się faryzeuszom, którzy szemrali: wszystkich przyjmuje.
Jezus znając ich myśli, opowiedział im przypowieść o synu marnotrawnym. Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, a jeżeli jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami. To dziedzictwo stanowią niezliczone dobra i bezgraniczna szczęśliwość, która jedynie w Niebie osiągnie swoją pełnię i całkowite bezpieczeństwo. Mamy możliwość postąpienia z tym dziedzictwem tak samo, jak ów młodszy syn z przypowieści: Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. Iluż ludzi w ciągu wieków, a ilu w naszych czasach, może w tej przypowieści odnaleźć podstawowe rysy swej osobistej historii! Mamy możliwość oddalenia się od ojcowskiego domu i zmarnowania naszej godności dzieci Bożych.
Kiedy człowiek grzeszy śmiertelnie, jest stracony dla Boga i dla samego siebie, gdyż grzech powoduje utratę drogi do Nieba; jest to największa tragedia, jaka może się przytrafić chrześcijaninowi. Przez utratę łaski radykalnie odłącza się od zasady życia, którą jest Bóg; traci zasługi zdobyte w ciągu całego życia i pozbawia się zdolności zdobycia nowych, stając się w pewien sposób podległym niewoli diabła. Jan Paweł II przypomina nam, że grzech śmiertelny, chociaż nie powoduje śmierci duszy, sprawia że człowiek, który go popełnia, zatrzymuje się, a następnie oddala od Boga, przez co grzech ten nie może być traktowany jako coś drugorzędnego ani małej wagi.
Oddalenie się od Ojca zawsze pociąga za sobą wielkie zniszczenie w człowieku:    osłabia się jego wola, trwoni dziedzictwo łaski, traci godność własnej osoby ludzkiej.   Ten, który opuszczając dom, obiecywał sobie wiele szczęścia poza nim, wkrótce sam zaczął cierpieć niedostatek. Zadowolenie szybko mija, a grzech nie przynosi prawdziwego szczęścia, gdyż diabeł go nie posiada. Potem następuje samotność i dramat utraconej godności, świadomość zmarnowanego synostwa: wynajął się do pilnowania świń, co było najbardziej upokarzającym zajęciem dla Żyda.
Daleko od ojcowskiego domu syn poczuł głód. Wówczas zastanowił się i postanowił udać się w drogę powrotną. Tak rozpoczyna się każde nawrócenie, każda skrucha: zastanowienie się, zatrzymanie, refleksja człowieka nad tym,   do czego doprowadziła go zła przygoda, przeprowadzenie rachunku sumienia od chwili, kiedy opuścił dom ojca aż do opłakanej sytuacji, w której się znalazł.  Do zaprowadzenia sprawiedliwości i pokoju nie wystarczą analizy socjologiczne. Korzeń zła tkwi w sercu człowieka. Dlatego lekarstwo również wypływa z serca.
Kiedy usprawiedliwia się grzech lub się go ignoruje, skrucha i nawrócenie stają się niemożliwe, ponieważ mają swój początek w głębi osoby. Do przeprowadzenia rachunku z własnego życia trzeba stanąć w obliczu własnych czynów z odwagą i szczerością, nie dopuszczając fałszywych usprawiedliwień. Papież bł. Jan Paweł II zachęca nas: „Nauczcie się białe nazywać białym, czarne czarnym; zło złem, a dobro dobrem. Nauczcie się grzech nazywać grzechem”.
„Do przyjęcia sakramentu pokuty należy przygotować się przez rachunek sumienia, przeprowadzony w świetle Słowa Bożego”. W rachunku sumienia porównujemy nasze życie z tym, jakiego Bóg oczekiwał i oczekuje. Wielu autorów duchowych porównywało duszę do zasłoniętego mieszkania. W miarę jak odsłania się okno i do wnętrza dociera światło, obnażają się wszelkie niedoskonałości, brud  i zniszczenia tam nagromadzone. Podczas rachunku sumienia za pomocą światła łaski poznajemy, kim w rzeczywistości jesteśmy (czyli, kim jesteśmy wobec Boga). Święci zawsze uważali się za grzeszników, ponieważ w odpowiedzi na łaskę szeroko odsłaniali okna dla światła Bożego i mogli dobrze zobaczyć całe mieszkanie, swoją duszę. W rachunku sumienia odkrywamy również zaniedbania w naszym zaangażowaniu się z miłości na rzecz Boga, ludzi i zastanawiamy się: skąd wzięło się tyle zaniedbań? Kiedy nie dostrzegamy, za co mamy żałować, nie wynika to z braku upadków i błędów, lecz z powodu zamknięcia się na światło Boże, które w każdej chwili ukazuje nam prawdziwą sytuację naszej duszy. Jeżeli się zasłania okna, mieszkanie zalega ciemność i wtedy nie widzi się kurzu, źle ustawionego krzesła, krzywo powieszonego obrazu i innych zaniedbań.
Również pycha będzie nam przeszkadzać w poznaniu rzeczywistej prawdy o sobie: ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli.  Faryzeusze, do których Bóg stosuje te słowa, dobrowolnie stali się ślepi i głusi, ponieważ w głębi duszy nie byli gotowi się zmienić.
Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca”. Cofnąć się tam, skąd się przyszło. Powrócić. Człowiek zaczyna tęsknić. Powoli nabierają siły inne uczucia: ciepło rodzinnego domu, niezatarte wspomnienie twarzy ojca, jego synowska czułość. Ból staje się szlachetniejszy, a wyznanie bardziej szczere: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z najemników.
Wszyscy powołani do świętości, jesteśmy również synami marnotrawnymi.
Życie ludzkie w pewnym sensie jest ciągłym powracaniem do domu naszego Ojca. Wracaniem, które zakłada pragnienie zmiany, stanowczą decyzję poprawy; zmiany, która powinna się wyrazić w dziełach ofiary i oddania; wracaniem do domu Ojca poprzez sakrament przebaczenia, w którym wyznając swoje grzechy, przyoblekamy się  w Chrystusa i w ten sposób stajemy się Jego braćmi, członkami rodziny Bożej.
Powinniśmy przystępować do tego sakramentu z pragnieniem wyznania upadku, bez upiększania go, bez usprawiedliwiania: zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie. Z pokorą i prostotą, bez wykrętów. W szczerości wyraża się żal i popełnione grzechy.
Syn powraca głodny, brudny, w łachmanach. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go ojciec i wzruszył się głęboko; wyszedł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. Ojciec wybiegł. Podczas gdy nasza skrucha często działa powoli, nasz Ojciec Bóg wybiega nam naprzeciw, gdy tylko spostrzeże nasze najdrobniejsze pragnienie powrotu. Dlatego spowiedź przepełniona jest radością i nadzieją. „Jest radość przebaczenia Boga poprzez Jego kapłanów, gdy ze skruchą powraca się w Jego ojcowskie ramiona”.
Boga, który odzyskał swego utraconego syna, również przepełnia radość. Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić.
Suknia czyni go gościem honorowym; poprzez pierścień odzyskuje autorytet i władzę przystawiania pieczęci: sandały potwierdzają, że jest wolnym człowiekiem.
Sakrament pokuty przyobleka nas w Jezusa Chrystusa i Jego zasługi”.
W spowiedzi świętej Pan przywraca nam to, co przez grzech z własnej winy utraciliśmy: łaskę i godność dzieci Bożych. Jezus ustanowił sakrament swego miłosierdzia, byśmy zawsze mogli powrócić do Jego ojcowskiego domu. A powrót zawsze kończy się świętem pełnym radości. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca.

Szczęść Boże.