23 stycznia 2011 r. III NIEDZIELA ZWYKŁA

  

 Moi Drodzy!              

Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność, w konkretnych warunkach ziemskiej rzeczywistości. Wybiera miejsce swojej mesjańskiej działalności, wybiera również   pierwszych uczniów. Dzisiejsza ewangelia  mówi właśnie  o wyborze przez Jezusa miejsca swej działalności i ludzi, którzy będą Mu towarzyszyli.
Upłynęło już ponad 30 lat, odkąd Wcielony Bóg rozpoczął swoją drogę przez świat:  Nazaret, Betlejem, Jerozolima; ale idzie nią jeszcze nie zauważony i nie rozpoznany.
Jezus decyduje: Tu, a nie gdzie indziej zabrzmi po raz pierwszy w całej swej pełni Dobra Nowina. Decyzja podjęta zostaje jakby przypadkowo.
Św. Mateusz pisze: Jezus, posłyszawszy, że Jan Chrzciciel został uwięziony przez Heroda, usuwa się z terytorium należącego do króla i idzie wzdłuż Jordanu na północ. Początkowo zatrzymuje się na krótko w Nazaret, ale odepchnięty tam przez swoich, kieruje kroki na zachodnie wybrzeże morza Genezaret i osiada w Kafarnaum.
Wyborem miejsca początkowej działalności Mesjasza pokieruje wola Ojca, który już przed siedmioma wiekami przez proroka Izajasza ogłosił, gdzie to nastąpi. „Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska. Zajordanie, Galilea pogan!”. Mamy więc Palestynę tamtych czasów, podzieloną kiedyś losem, jeszcze przez następcę Mojżesza, Jozuego, pomiędzy rodziny synów Jakuba. Pokolenie Zabulona i Neftalego otrzymało wówczas jako dziedzictwo tereny położone na zachodnim i północnym brzegu jeziora Genezaret. Jest to w przybliżeniu teren dzisiejszej Galilei. Obok tej ziemi, przez którą  biegnie uczęszczana nadmorska droga, wylicza jeszcze, cytowany przez Mateusza Izajasz, także Zajordanię, przy czym chodzi głównie o wąski pas wschodniego wybrzeża jeziora. Według proroctwa Izajasza cały ten teren przyszłej działalności Mesjasza to ,,cienista kraina śmierci”.Nie krajobrazowa oczywiście. Pod względem uroków przyrody, rzadko który region Palestyny wytrzyma konkurencję z zieloną Galileą. Ale jest to „Galilea pogan”. Tak przynajmniej nazywają ją prawowierni Żydzi w Judei, ponieważ w wyniku wojen i przymusowych przemieszczeń ludności zamieszkało tu sporo obcych. Otóż całemu temu ludowi, który siedział w ciemności, nie znając prawdziwego Boga, zapowiada Izajasz wzejście wielkiego światła. Opuszczeni i pogardzani staną się oni kiedyś najbardziej uprzywilejowani.
Wypełniając wolę Ojca, ukazaną w proroctwie Izajasza, Jezus osiada nad brzegiem jeziora Genezaret, w mieście Kafarnaum, które odtąd stanie się Jego miastem. W nim zabrzmi z całą mocą wołanie Mesjasza: ,,Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”. Kafarnaum usłyszy nie tylko słowa Jezusa, zobaczy także wiele Jego największych cudów. Szczęśliwa, uprzywilejowana ziemia. Niestety, miasto nie przyjmuje łaski, jaką zostało obdarzone. Nie nawraca się. Pozostanie obojętne i do tego stopnia zaprzedane doczesnym interesom, że nie znajdzie czasu na sprawy nieba. Smutny przykład  przewagi dóbr materialnych nad duchowymi.
Bliskość Boga nie zawsze pomaga. Czasem szkodzi i staje się przyczyną zguby. Wtedy mianowicie, gdy ludzie zadowalają się tym, że On wśród nich jest, zamiast wypełnić to, czego żąda. Można paradować w blasku religii, budzić zazdrość błyszczącymi od złota kościołami, wyżywać się w podniosłych uroczystościach, chrzcić swoje dzieci i zawierać śluby przed ołtarzem, a równocześnie coraz dalej odchodzić od Boga, od wiary i od sensu prawdziwej religii. Najczęściej dzieje się to prawie niedostrzegalnie, bez żadnych wstrząsów, bez oficjalnych kroków w odstępstwo, podobnie jak tam w Kafarnaum, gdzie przecież nikt nie podniósł na Jezusa ręki, owszem, chwalono Go i podziwiano.
Sam Jezus wyda później na swoje miasto wyrok zagłady. Nie można bez trwogi o siebie czytać tych słów, zapisanych przez Mateusza: „A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego. Toteż powiadam wam: Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie”.
Więcej szczęścia niż ze swoim miastem miał Jezus z pierwszymi uczniami, których właśnie tu, nad brzegiem jeziora Genezaret znalazł i powołał.  Jedno zdanie: „Pójdźcie za Mną”, a kilku rybaków, zajętych właśnie połowem, zostawia wszystko: sieci, łodzie, rodzinę i idzie za Powołującym. Ale warto sięgnąć do Łukasza i Jana, którzy też o tym powołaniu pierwszych uczniów piszą. Dowiemy się wówczas, że niektórzy z nich, przynajmniej Andrzej, brat Szymona-Piotra, a zapewne także Jan, późniejszy umiłowany uczeń Chrystusa, byli uprzednio uczniami Chrzciciela. Już tam, nad Jordanem spotkali Jezusa, więcej: spędzili z Nim sam na sam część dnia. Oni to przyprowadzili potem do Nauczyciela Andrzejowego brata: Szymona-Piotra, a zapewne i innych. Ci ludzie znali więc Jezusa osobiście. Piotr przeżył u Jego boku wstrząs cudownego połowu. Mateusz pomija wszystkie te szczegóły milczeniem. Upraszcza historię powołania pierwszych uczniów, ponieważ chodzi mu o jedno tylko: skoro Jezus zaprasza, trzeba na Jego zaproszenie odpowiedzieć: tak! choćby to miało kosztować nie wiem ile. I to właśnie robią pierwsi uczniowie. Przygotowani czy nie przygotowani, podejmują  bez zwłoki wielkoduszną decyzję, skoro tylko bije ich godzina.
„Opuściliśmy wszystko”, powiedzą kiedyś Jezusowi. I mają rację. Cóż, że tego wszystkiego nie było za wiele! Było za to swoje i bardzo drogie: dom, zawód intratny i lubiany, rodzina, krewni, przyjaciele, u Szymona-Piotra zapewne także żona, u braci: Jana i Jakuba, stary ojciec Zebedeusz. Jak na ludzkie serce, wystarczy.
Nie od każdego oczywiście zażąda Bóg aż takiej ofiary, powołując go do swojej służby. Czasem miną lata i nie zdarzy się nic, mimo że jesteśmy Jezusowi. Po staremu będziemy sobie łowić ryby w naszym jeziorze, wieczorami gwarzyć z sąsiadami. Ale jeżeli któregoś dnia On zawoła, trzeba umieć zostawić to swoje i objąć tamto Jego. Pierwszym swoim uczniom powiedział: „uczynię was rybakami ludzi”,oznajmiając im tym samym, do jakich zadań ich potrzebuje. Czym chce nas uczynić, nie zawsze zgadniemy. Ale na pewno uczyni z nas kogoś, jeżeli tylko będziemy gotowi i ofiarni. Bo On nigdy nie zostawia człowieka w sytuacji, w której go zastał. „Pójdź za Mną” oznacza zawsze awans. Może trochę trudny, może trochę dla serca bolesny, ale awans, ponieważ krok w naśladowanie to zawsze krok w życie z Nim i we wspólnotę z Nim.
Czterech pierwszych uczniów: Piotr, Andrzej, Jakub i Jan, których historię powołania opowiada dzisiejsza ewangelia, stanowić będzie zaczątek grona apostolskiego, jakie Jezus wkrótce ustanowi. Wejdzie w jego skład dwunastu ludzi i rozesłani zostaną zaraz z Dobrą Nowiną do okolicznych miejscowości. Zadziwiająco skromny początek wielkiego dzieła. Wśród rozesłanych nie ma żadnego przedstawiciela żydowskich szkół teologicznych, żadnego prawnika, żadnego menażera od organizowania uroczystości i spotkań. Kilku wieśniaków, kilku rybaków. Pod względem wyrobienia duchowego też nie pierwszy garnitur: nieopanowani, kłótliwi, zazdrośni, podszyci tchórzem. Przyszłość, która idzie, obnaży niemiłosiernie wszystkie ich wady. Ale to nic! Bogu nie przeszkadza, że jesteśmy słabi, a nawet grzeszni. On i z takich zrobi świętych. On i słabość przemieni w skałę, na której bez obaw oprze swój Kościół. Byle, jak ci pierwsi, poważnie wziąć tamto wołanie Jezusa, które zaraz na początku Jego misji zabrzmiało nad zielonymi brzegami jeziora Genezaret, w krainie Zabulona i Neftalego: ,,Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Jedno krótkie zdanie, przez które prowadzi nas droga we wszystko.

Szczęść Boże.

Chcesz – masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./