09 stycznia 2011 r. ŚWIĘTO CHRZTU PAŃSKIEGO

  

 Moi Drodzy!              

Prorok Izajasz, 7 wieków przed narodzeniem Chrystus, ukazuje Mesjasza nie jako króla i mocarza, ale raczej jako pokornego sługę Jahwe, co łagodnie i cierpliwie, nie używając siły i nie podnosząc głosu, próbował będzie nawrócić ludzi do Boga. Jednak teksty tego rodzaju, choć jest ich u Izajasza wiele, szybko szły w zapomnienie.
Naród czekał na wodza; państwo poddane obcemu władcy, czekało na króla; głodny i ciemiężony lud, czekał na rozdawcę chleba i cudotwórcę.
Dziś przychodzi nad Jordan Ten  oczekiwany, nie różniący się od  innych mężczyzn, wchodzących właśnie w wody świętej rzeki dla otrzymania chrztu. Nikt go tutaj nie zna. Nikogo jeszcze dziś nie interesuje. Pokornie i bez zewnętrznej pompy zaczyna Mesjasz pierwszy dzień swojego publicznego wystąpienia. A jednak będzie to dzień wielki i niezapomniany. Dzień, w którym błyśnie na chwilę Jego ukryta godność i zostanie przez niebo uwierzytelniona misja Jego życia.
Dojrzy tę wielkość najpierw prorok z pustyni, Jan. Ten Jan, który już od szeregu miesięcy nie przestawał wołać do rzeszy, by przygotowała się na spotkanie kogoś większego i mocniejszego niż on sam.
Jana ogarnia zdumienie, gdy spostrzega, że Ten ,,większy i mocniejszy” staje dzisiaj skromnie w szeregu ludzi czekających na chrzest. Ty przychodzisz do mnie?  Pyta zdumiony przybysza. Przecież to ja potrzebuję chrztu od Ciebie!  Zechciej jednak to  uczynić, słyszy odpowiedź. Tak trzeba! Tego żąda od nas w tej chwili Bóg. Niepojęte są te Boże żądania. Sprawiedliwemu i Najświętszemu każą one dzisiaj stanąć w rzędzie grzeszników.
W jaki sposób może utożsamić się Mesjasz ze swoim narodem, do którego przez narodzenie należy? Trzeba stanąć jako grzesznik pomiędzy grzesznymi, z nimi uderzyć się w piersi, jak oni pochylić głowę pod brzemieniem winy. Jezus wie, że trzeba. Rozpoczynając dzisiaj swoją misję zbawiciela, musi uniżyć się do poziomu tych, których przyszedł zbawiać. Musi wraz z nimi wejść pokornie w wody Jordanu, być przebity za grzechy nasze, zdruzgotany za nasze nieprawości, na którego Pan zwalił winy wszystkich nas, jak to już kiedyś prorokował o Mesjaszu Izajasz. Dopiero po tym geście solidarności z nami uznamy Go za swojego. Dopiero wówczas będzie mógł do nas zawołać, jak tamten Jego prapraprzodek w Egipcie do swojej rodziny: Nie bójcie się!,, Ja jestem Józef, brat wasz”. Co za nauka dla nas!
Oczywiście, stanie Jezusa w rzędzie grzeszników nie sprawi, że On sam napiętnowany zostanie grzechem. Dotknięcie niesprawiedliwych nie splami Jego niewinności. Obciążenie Go przez Boga cudzą winą nie uczyni Go Bogu dalekim i obcym. Potwierdzi to za chwilę cud.
Jezus wchodzi w wody Jordanu nie tylko dla samego gestu solidarności ze światem grzeszników. On już dziś, w pierwszy dzień swojego publicznego wystąpienia chce tym gestem pokazać człowiekowi, jaka powinna być jego właściwa postawa wobec Boga. Jest to postawa uznania swojej grzeszności, postawa potępienia w sobie zła, gotowość pokuty i nawrócenia.  Żądanie takich właśnie postaw stanie się wkrótce standardowym hasłem Nauczyciela z Nazaretu. Mateusz zapisze „Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”.
Odwrócenie się od zła, pokorne wyznanie popełnionych win, stanowcza wola rozpoczęcia nowego, lepszego życia leżą do dziś dnia u fundamentów chrześcijańskiej etyki. Bez poważnie potraktowanego procesu nawrócenia nie ma również nadziei na lepszą przyszłość świata. Nie same bowiem mechanicznie potraktowane zmiany istniejących struktur, ustrojów czy rządów przybliżają ludziom sprawiedliwość i pokój, za którymi tak tęsknią. Urzeczywistnić je może jedynie nawrócony, wolny od grzechu, prawy i odpowiedzialny człowiek, który te struktury tworzy, za nimi stoi i nimi się posługuje. Zło zwycięża się nie likwidacją owoców zła, ale leczeniem korzenia, z którego zło wyrasta. Jakże wdzięczni powinniśmy być Chrystusowi za to, że swoim krokiem w rzekę pokuty pouczył nas o tym wszystkim.
Obrzęd Chrystusowego chrztu w Jordanie kończy znamienny cud. Po wyjściu z wody Jezus widzi otwierające się nad Nim niebo i Ducha Bożego, zstępującego Nań w postaci gołębicy. Słyszy też głos Ojca: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.Według ewangelii św. Jana zjawisko to dojrzał również Jan Chrzciciel.
Dla Jezusa to otwarte niebo, ten zstępujący Duch i ten głos Ojca są jakby pieczęcią Boga, uwierzytelniającą rozpoczynające się publiczne  nauczanie Mesjasza. Są wewnętrznym uświadomieniem sobie, ze strony Człowieka-Jezusa, że w drogę, na którą wchodzi, nie pójdzie sam.  Dlatego Jego ludzka natura nie zadrży już przed żadnym z czekających Go zadań. Jest przecież Synem umiłowanym, w którym Bóg ma upodobanie. Ten Syn pójdzie odtąd,  jak to powiedział Piotr apostoł, namaszczony Duchem Świętym i mocą, świadomy nieustannej, twórczej obecności Boga w sobie i w swoim działaniu, czynić dobrze wszystkim i wyrywać ludzi z mocy zła.  Stanie się Przymierzem między Bogiem a światem. Stanie się światłością dla narodów. Nie zniechęci się ani się nie załamie.  Spełni w ten sposób wszystkie wielkie nadzieje, jakie pokładano w Mesjaszu z tym, że spełni je inaczej, niż liczyli ludzie. Pójdzie nie za ich, ale za Bożą myślą!
Św. Paweł, po swoich doświadczeniach z Chrystusem, pisał do Tymoteusza: „Wiem, komu zawierzyłem, i jestem pewny”. Jest to wielkie szczęście związać swoje życie z  Chrystusem.
W niedzielę Chrztu Pańskiego wspomnijmy z wdzięcznością i rozrzewnieniem nasz własny chrzest, pierwszy z przyjętych sakramentów, który otwarł nam drogę do Chrystusa i związał nas z Nim nierozdzielnie. Z tym Chrystusem, którego,  gdy ktoś słucha, słucha samego Boga. Z tym Chrystusem, który przyjaciołom swoim powiedział: tego, kto Mnie miłuje, umiłuje i Ojciec mój. I przyjdziemy do niego i będziemy u niego przebywać.   Chrześcijaninie! Obudź w sobie łaskę tamtego, twojego, chrzcielnego Jordanu! I pod otwartym niebem, obleczony mocą Ducha, żyj także i ty, jako syn umiłowany. Syn, w którym Bóg ma upodobanie!

Szczęść Boże.

Chcesz – masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./