14 listopada 2010 r. XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

  

 Moi Drodzy! 

Św. Łukasz znał wcześniej napisane ewangelie  Marka i Mateusza. Korzysta z nich pisząc swoją. W przeciwieństwie jednak do swoich poprzedników, bardziej swój tekst uporządkowuje, wyraźnie rozgraniczając zapowiedź zniszczenia Jerozolimy z jej świątynią od proroctwa o nadejściu dnia „Syna Człowieczego”, który zakończy dzieje świata. Miał ku temu wystarczające powody.
Kiedy pisał swoją ewangelię, już po 80 roku po narodzenia Chrystusa, tragedia narodu wybranego już się rozegrała. Dziesięć lat wcześniej, wiosną w 70 roku, wojska rzymskie pod wodzą Tytusa zdobyły Jerozolimę i zburzyły świątynię, największy skarb Izraelitów.
Według Józefa Flawiusza, współczesnego tym wydarzeniom historyka, śmierć poniosło milion sto tysięcy Żydów, a 97 tysięcy wzięto do niewoli.
Gdy Jezus zapowiadał zburzenie Jerozolimy, Apostołowie pytają o dzień, w którym to nastąpi. Jezus nie daje im jasnej odpowiedzi. Wylicza natomiast szereg znaków, dzięki którym można będzie poznać, że zapowiedziana miastu i narodowi zagłada nadchodzi. Pierwsi chrześcijanie umieli prawidłowo odczytywać znaki, o których mówił Jezus i dzięki temu, udało im się opuścić Jerozolimę, zanim  rzymskie legiony zdobyły miasto i zamienili go w ruinę.
Można by sądzić, że z chwilą zagłady świętego miasta wypełniły się zapowiedziane w  znaki jego końca  Dla Łukasza, wszystko to, co w skromnym wymiarze, jakby w miniaturze, było kiedyś znakiem i ostrzeżeniem dla narodu żydowskiego, to samo, ale już w ramach ludzkości i kosmosu, ma być dla potomnych również zapowiedzią i przestrogą, tyle że przed czymś większym i groźniejszym niż spalenie jednego miasta, a mianowicie przed zbliżającym się końcem świata.
Ale jeżeli tak, to w okresie poprzedzającym drugie przyjście Pana musimy przygotować się i uczulić na analogiczne doświadczenia i próby, jakie kiedyś stanęły przed Żydami i pierwszymi uczniami Chrystusa. Jest tych znaków wiele.
Pierwszą z nich to nieustanna próba wiary. Chrześcijanie liczyć się muszą, i to zawsze,   niezależnie od tego, w którym wieku żyją, z działalnością fałszywych proroków  (przywódców religijnych), którzy będą przekonywać, że tylko oni reprezentują Boga i są uprawnieni do prowadzenia Jego dzieła. Wiarę naszą wystawiać będą na próbę misjonarze racjonalizmu i postępu oraz niczym nie krępowanej wolności.
Wygląda na to, że im bliżej końca, tym trudniej będzie obronić swoją wiarę. Nie będzie nam także oszczędzona próba cierpienia: wojny, rewolucje, krwawe przewroty społeczne, jak również pustoszące ziemię klęski żywiołowe, lata głodu i różnych chorób.  Wyznawców Chrystusa dotkną prześladowania religijne, w czasie których zamykani będą do więzień, będą torturowani i mordowani.
Staniemy wreszcie przed jakąś próbą pokory i odwagi. Wystąpią bowiem tu i tam tajemnicze zjawiska, nie idące po linii praw natury, które z jednej strony przypomną człowiekowi, jak mało jeszcze wie o świecie, ale posieją także w sercach niepokój i zamęt, dopełniając tym i tak już wystarczająco liczne utrapienia obecnego czasu.
Oto świat, w którym Jezus pozostawia swoich uczniów. Oto niewesołe perspektywy przyszłości, jakie przed nimi roztacza. Ale dlaczego to robi? Co pragnie przez te swoje zapowiedzi osiągnąć?
Może chce pobudzić ciekawość człowieka, by zaczął dociekać daty końca świata i w przekonaniu, że stoi on już w drzwiach, oddał się cały gorączkowemu przygotowaniu na spotkanie z Panem? Robiły to już kiedyś niektóre gminy chrześcijańskie, ale wkrótce spostrzegły, że nie tędy droga. Dzień Pański spadnie bowiem na ludzi, według wyrażenia Jezusa, „jak potrzask” i nikt nie obliczy, czy będzie to „z wieczora, czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem”. Różnego rodzaju sekciarze i wizjonerzy od wieków próbują wmówić ludziom, że udało się im odkryć datę końca. Ale ewangelia pozostaje przy swoich tezach. „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.
Zapowiedziane przez Chrystusa znaki, poprzedzające koniec świata, mają  za zadanie ustawić człowieka prawidłowo zarówno wobec ziemi, jak i wobec Boga i utrwalić w nim pewną, wyłącznie chrześcijaństwu właściwą postawę.  
Znaki te z jednej strony bronią nas przed zapatrzeniem się w ziemię, zrobieniem z niej boga. Wiemy, że częściej niż matką, jest ona dla nas macochą. Nie pieściła nas zanadto nigdy i nie głaskała po głowie. Ponadto jest to ziemia pełna wewnętrznych sprzeczności i braków, ziemia zagrożona, niepewna swojego jutra, owszem, nieuchronnie sterująca ku zagładzie. Nikt roztropny nie buduje na wulkanie.
Z drugiej strony nie ma dla człowieka innej bazy życiowej, jak te obojętne, ale przecie obejmujące nas ramiona świata, jak ten niebezpieczny, groźnie pomrukujący wulkan. Tu nas posiano, tu kazano nam róść, kwitnąć i przynosić owoce. Co więcej, otrzymaliśmy polecenie upartego przeorywania osobistym trudem tej nieurodzajnej ziemi, by uczynić z niej jakąś swoją, i Bożą ziemię.
Zanim drugie przyjście Chrystusa zakończy dzieje świata Kościół ma tu właśnie wypełnić zleconą sobie misję, a każdy poszczególny człowiek, własne, osobiste życie. Czas spędzany na tej ziemi jest więc czasem niesłychanie ważnym, tym bardziej że jest   dany tylko jeden raz i że jego wykorzystanie lub zmarnowanie rozstrzygnie o naszej wieczności.
Jezus nie szczędzi uczniom wskazówek, jak mają przeżyć swoje krótkie „zanim” i jak przejść przez świat, który jest i nie jest ich światem.  Ewangelia pełna jest tych wskazań.   W relacji Łukasza wysuwa się na pierwszy plan jedno tylko, pozornie uboczne, w rzeczywistości bardzo przydatne zalecenie: nie bójcie się! Zapowiedziane próby mogą w człowieku wzbudzić lęk, zamącić jego życie, wpędzić go w poczucie zagrożenia, strachu, apatii. Strach jednak nie jest klimatem odpowiednim dla chrześcijanina. Stąd to dzisiejsze upomnienie: nie bójcie się! „I nie trwóżcie się, gdy usłyszycie o wojnach i przewrotach”. Nie obmyślajcie bojaźliwie waszej obrony, gdy zostaniecie uwięzieni i stawieni przed sąd. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani sprzeciwić. „Włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”. Nawet wówczas, kiedy moce niebios zostaną wstrząśnięte i to, co zdawało się być wieczne i niewzruszone, ukaże swoją skończoność i kruchość, wy, „nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.
Nie doczekamy zapewne nigdy raju na ziemi. Może więc nadal wojny, zamieszki, może głód i zaraza, może mnożące się pokusy odstępstwa i konieczność życia w środowisku bez Boga, może prześladowanie, a nawet śmierć? Nie ważne. Wszystko to nie powinno ucznia Chrystusa łamać, owszem, powinno mu pomóc ku dobremu. Wszystko to może się stać dla niego okazją dawania świadectwa swojej wiary i wierności. I będzie tym wszystkim. Pod jednym wszakże warunkiem, że w każdą z tych przygód wejdzie z Chrystusem.
Pełna groźnych pomruków nadchodzącej burzy ewangelia dzisiejszej niedzieli kieruje naszą uwagę na Tego, który jest Panem dziejów i którego władza sięga także w ten świat, który ku nam idzie. „Skoro Bóg z nami, któż przeciwko nam?”.
Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, żebyśmy i my byli zawsze z Nim.

Szczęść Boże.

Chcesz – masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz chęć coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./