20 czerwca 2010 r. XII NIEDZIELA ZWYKŁA

 

 

 Moi Drodzy! 

Chrystus pyta apostołów:  „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Któregoś dnia musiało paść i to pytanie. Ostatecznie byli już prawie trzy lata z Nim. Codziennie słuchali Jego nauk, z coraz większym zdumieniem patrzyli na dokonywane przez Niego cuda, blisko, jak nikt inny, uczestniczyli w Jego życiu. Jest rzeczą niemożliwą, by człowiek, do tego stopnia i przez tak długi czas związany z drugim człowiekiem, nie wyrobił sobie wreszcie własnego sądu o nim.
Byli ludźmi  otwartymi. Toteż wiedzieli dobrze, jakie są obiegowe opinie ludzi na temat ich Mistrza. „Eliasz, Jan Chrzciciel, może któryś z dawno zmarłych proroków?” Tak wyrażali się zwolennicy.
Czy Piotr należał do tych, którzy wiedzą?  Owszem, raz czy drugi wyznawał już nawet, razem z towarzyszami, swoją nieśmiałą wiarę w Mistrza. Ale nigdy nie próbował stanąć tak oko w oko z powagą tego pytania, aż spadło ono samo na niego tu, pod Cezareą Filipową: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Nawet nie wiedział, kiedy zawołał: „Za Mesjasza Bożego”. I zaraz wielka ulga. Nie dlatego, że Pan pochwali wiarę ucznia. Po prostu trzeba to było kiedyś powiedzieć i Piotr cieszy się, że zdarzyło się to właśnie dziś.
Tylko po co Jezus w ogóle pytał Piotra o tę wiarę? Czyżby nie wiedział, co pierwszy z uczniów o Nim myśli? Odpowiedź Piotra nie była potrzebna Jezusowi. Potrzebna była natomiast samemu Piotrowi. Potrzebna jest także i nam.
Apostołowie, chociaż widzieli wiele zdumiewających czynów Jezusa, chociaż porwani byli Jego nauką i przykładem życia, pozostawali przecież wciąż pod presją zwyczajności, owszem, pospolitości, jaka codziennie, w każdym szczególe wychodziła im naprzeciw, gdy patrzyli na Mistrza. Dla Izraelity, który miał tak bardzo wysublimowane pojęcie Boga, dla prawowiernego Żyda, który nie ważył się nawet wymówić imienia tego Jedynego i z nikim nieporównywalnego, niełatwo przychodziło uwierzyć, że ten Bóg stanął nagle wśród nich w osobie człowieka, którego oni od lat znają i nazywają swoim przyjacielem. Cóż z tego, że czyni wielkie znaki! Czyż prorocy nie prezentowali się podobnie? Toteż wiara i zwątpienie, chęć ugięcia kolan i bunt walczyły ciągle w sercach uczniów i zapewne jeszcze długo by walczyły, gdyby nie pytanie Jezusa, które nagle kazało wyjść z anonimowości, kazało zdecydować się i rozstrzygnąć i wreszcie przechylić umysł i wolę ku wyznaniu, ku któremu już od dawna przechylało się serce. Ty jesteś Mesjasz Boży, zawołał Piotr. Odpowiedzią Piotra Apostołowie, szybciej niż sami mogli się spodziewać, zrobili wielki krok w wiarę. Czas był bardzo po temu. Stali w przededniu próby. Szli ku Jerozolimie, która zabija proroków.
Wyznanie Piotra i towarzyszy ważne było nie tylko dla nich. Ma ono również ogromną wagę dla nas, odległych o wieki. Jest bowiem jakby pierwszym ogniwem długiego łańcucha wiary, który łączy ,,wczoraj” i „dziś” Kościoła.
Niektórym z nas wydaje się czasem, że nasze opowiedzenie się za Chrystusem wynika z własnych przemyśleń i studiów, z uważnej lektury Ewangelii, przede wszystkim zaś z wolnego i niczym nie sterowanego aktu wyboru, dokonanego przez wolę. Rzeczywistość wygląda jednak trochę inaczej. Pomijając już fakt, że wiara jest łaską i darem, ma ona w naszym życiu własną, niesłychanie ważną, a od nas niezależną prehistorię. Tkwi mianowicie swoimi korzeniami w wierze poszczególnych ludzi i całych pokoleń, które żyły przed nami. Czy zdaję sobie z tego sprawę, czy nie, moje chrześcijaństwo karmione jest nieustannie odpowiedzią, jaką dawały wieki na pytanie Jezusa: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Jest więc w mojej wierze tamto wyznanie Piotra: Ty jesteś Mesjasz Boży, jest zdumienie Tomasza, który dotknąwszy ran Zmartwychwstałego, wykrzyknął: „Pan mój i Bóg mój”, jest wiara Jana, głoszącego: „My także widzieliśmy i zaświadczamy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata”, jest niezachwiane przekonanie Pawła piszącego o Chrystusie: „On jest obrazem Boga niewidzialnego, Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi”. Każde pokolenie, a w tym pokoleniu każdy poszczególny wyznawca Chrystusa wypowiadał kiedyś w ten czy inny sposób swoją wiarę, dawał o niej świadectwo przed światem, aż z tych wyznań, oświadczeń i odpowiedzi wyrósł nieprzebrany skarbiec chrześcijańskiej tradycji wiary i niby kamień węgielny legł u podstaw wiary każdego z nas. „… wiara rodzi się z tego, co się słyszy”, napisze św. Paweł. Czy wierzyłbym dziś w Chrystusa, gdyby przede mną nie wierzyły w Niego miliony i miliardy ludzi wszystkich dwudziestu wieków chrześcijaństwa? Czy ugiąłbym przed Nim kolana, gdyby tam, pod Cezareą Filipową Piotr, zapytany przez Pana: „za kogo Mnie uważacie?”, zamiast zdecydowanie odpowiedzieć: „za Mesjasza Bożego”,  powiedział zmieszany: „nie wiem”?
Skoro uczniowie odkryli już i wyznali, kim jest ich Mistrz, Jezus zleci im zapewne głoszenie tej nowiny wszystkim dookoła. Tymczasem dzieje się coś zupełnie przeciwnego. ,,Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili”. Dojrzeć w Chrystusie mesjasza, szczególnie takiego mesjasza, jakiego wyśnił w swoich marzeniach rybak Piotr i wszyscy jego pobratymcy, to jeszcze nie odczytać całej prawdy o Nim. A z cząstką prawdy nie wolno iść do świata. Na cząstce prawdy nikt nie wzniósł jeszcze trwałej budowy, nikt nie ukształtował prawidłowo życia. Półprawdy bywają niebezpieczne. Toteż treść wyznawanej przeze mnie wiary poddawać muszę ciągle na nowo krytycznej ocenie, konfrontować ją ze źródłami Objawienia, sprawdzać, czy coś ważnego nie zostało tu przeoczone lub wykoszlawione, bym przypadkiem, kurczowo trzymając się cząstki prawdy, nie rozminął się z całą Prawdą. Zanim Piotr i Apostołowie usłyszą z ust Jezusa polecenie głoszenia ewangelii wszystkim narodom, trzeba, by odsłonił im On całą prawdę o sobie. Dopiero kiedy wiedzieć będą o Nim wszystko, mogą z tym iść do świata. Mówi im więc: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie, będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. To jest ta prawda o Nim. Cała prawda. Czy gotowi są uwierzyć w takiego właśnie Mesjasza? I co ważniejsze jeszcze: czy stać ich na odwagę, by iść w życiu tą samą drogą, którą On pójdzie przed nimi? Bo przecież akt wiary nie jest jakimś tylko nie zobowiązującym wydarzeniem intelektualnym. Jest także wyborem służby. Jest także określeniem drogi życia. Jest krokiem w naśladowanie. Nic dziwnego, że po odsłonięciu Apostołom tajemnicy własnego losu i posłannictwa, Jezus zaczyna zaraz mówić do nich o drodze, na którą zdecydować się muszą, jeśli uczynione przez siebie przed chwilą wyznanie wiary biorą poważnie. Nie będzie to droga łatwa. Z Jezusem nie idzie się po różach. Pomimo to idzie się ku zmartwychwstaniu.
Pod Cezareą Filipową ani Piotr, ani żaden z uczniów nie złożył swojemu Mistrzowi takiego poszerzonego o gotowość pójścia za Nim, nawet na krzyż, wyznania wiary. Zrobią to później. Wielkodusznie i bez wahań. Z wyjątkiem Judasza wszyscy oddadzą życie sprawie i za sprawę.
Jakże chwiejne, jak mało przekonujące, jak nie zachęcające do naśladowania byłoby wygłoszone przez Piotra Credo, gdyby nie stanęła za nim niepodważalnym świadectwem właśnie ta jego, przeliczona na lata, droga za Ukrzyżowanym! Co za szczęście, że i historię mojego Kościoła piszą nie tylko wzniosłe tezy dogmatyczne, ale i własna etyka, czyli naśladowanie Chrystusa, podejmowane wciąż na nowo w każdym wieku, w każdym pokoleniu, w każdym poszczególnym sercu ochrzczonego. Bo dopiero to dodaje wiarogodności trudnym prawdom wiary, gdy świadkowie stają sobą za ich treścią i na ich treści budują własne, piękne życie.
W niedzielę, w którą Piotr wyznaje swoją wiarę, a Pan, jakby biorąc go za słowo, podprowadza do całej prawdy o sobie i zaprasza w naśladowanie, warto uświadomić sobie dwie, dotyczące każdego z nas prawdy. W chórze wieków, wyznających swoją wiarę w Chrystusa, nie może zabraknąć i moich ust. Ci, co przyjdą po mnie, będą szukać tego świadectwa. Wesprze ono ich własną wiarę, podobnie jak moja wiara wspierana jest świadectwem przeszłości.
Ale jeszcze bardziej sprawdzać oni będą, czy za słowami wiary stanąłem wlanym życiem. Dla współczesnego świata i dla świata „jutra”, które dławią się już od nadmiaru pięknych słów, dopiero to drugie wyznanie mojej wiary ma szansę zostać zauważonym i podsunąć coś do myślenia.

Szczęść Boże.

Chcesz Masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz chęć coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./