25 kwiecień 2010 r. IV Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

 

Tajemnica  Zmartwychwstania Chrystusa.

 Moi Drodzy!

Uwierzmy Słowu Chrystusa.
Chrystus zapewniał swoich uczniów, że zmartwychwstanie i rzeczywiście zmartwychwstał. Nigdy nie zawiódł swoich słuchaczy, zawsze dotrzymywał słowa. Zresztą jakże śmierć mogłaby zatrzymać w swoim mrocznym królestwie Tego, który jest Życiem? Śmierć nie jest potęgą wszechwładną. Jej moc i panowanie są ograniczone. Dotyka ona tylko tych, których życie nie jest osobistą własnością, ale otrzymanym darem.
Ten, ukrzyżowany i złożony w grobie, miał życie sam z siebie. Owszem, był samym życiem. By móc umrzeć, musiał się wprzód przyoblec w podległe śmierci człowieczeństwo. Musiał się stać jednym z nas. I nad tym, Jego  wspólnym z naszym, człowieczeństwem  zapanowała śmierć.
Ale i tu  jest duża  różnica pomiędzy nami a  Jezusem. W życie Jezusa śmierć weszła nie jako nieuniknione fatum, przed którym nie ma ucieczki. Nie weszła też jako kara za grzech jako jego konsekwencja. Przyszła raczej jako pokorna sługa, której zlecono wykonać rozkaz kogoś mocniejszego niż ona. Jezus umarł   dlatego,  że sam umrzeć chciał i sam umrzeć postanowił. „Nikt mi życia nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” –  mówi Jezus w przypowieści o dobrym Pasterzu.
Dlaczego to zrobił? Teologia wylicza szereg powodów. Nie miejsce tu i pora, by się w nie szczegółowo zagłębiać.
Zastanowimy się tylko nad jednym z nich: Jezus żył i umarł „dla nas”. To „dla nas” rozumieć trzeba bardzo szeroko.  Będzie w nim:
i „w zastępstwie nas”,
i „w ofierze za nas”,
i „za grzechy nasze”,
i „dla zbawienia wszystkich”.
Będzie, najogólniej mówiąc, solidarne podzielenie z nami całej trudnej, człowieczej egzystencji, współudział, który nas oświeca, krzepi i przeobraża, wyciąga z biernego poddaństwa ślepemu fatum, a kieruje ku świadomemu kształtowaniu ludzkiego losu według modelu życia Chrystusa.
Przyjście na świat Syna Bożego nie miało na celu uwolnienie człowieka od trudu, cierpienia i śmierci. Według odwiecznych planów Opatrzności wszystko to pozostać miało nadal i iść poprzez historię ludzkości aż do chwili, gdy w miejsce doczesności  zaistnieje wieczność.
Trzeba było jednak pokazać człowiekowi, jak należy trudzić się, cierpieć, a potem umierać, by te niełatwe elementy każdej ludzkiej egzystencji nie przygniatały naszej osobowości, ale ukazały jej jakiś swój sens i wartość.
Potrzebny nam był Ktoś, kto przenikając spojrzeniem tajemnice wszystkich zdarzeń, umiałby człowieka przekonać, że pod  ciężarem  pracy, niepowodzeń, cierpienia, a przede wszystkim śmierci, odnaleźć można pełen logiki i miłości plan Boga, uwzględniający nasze dobro, tego Boga, który będąc przecież Ojcem, nie mógł, ot tak sobie, skazać swoje dzieci na cierpienie i śmierć. Przyszedł więc na świat Jezus, by nas o tym wszystkim pouczyć nie tylko słowem, ale przede wszystkim przykładem.
Widzieliśmy Go głodnego, bezdomnego, opuszczonego przez tych, którym dobrze czynił, zdradzonego przez przyjaciół, pojmanego w środku nocy,   więzionego, torturowanego,  niewinnie skazanego, przybitego  do krzyża, umierającego w męczarniach, złożonego w pożyczonym grobie.
Jeżeli coś z tego wszystkiego przyjdzie kiedyś w życiu i na nas, nie musimy już wpadać w popłoch i  pytać: dlaczego? Dwadzieścia wieków temu przeszedł całą tę gehennę ludzkich cierpień Syn Boży, by każdemu z utrudzonych i cierpiących być drogowskazem i pomocą. Dla nas wszedł On nawet w otchłań śmierci, tę otchłań, która najbardziej nas przeraża, a wszedł po to, aby nam pokazać, że i na tę najciemniejszą i najtragiczniejszą z ludzkich dróg, jaką jest dla człowieka śmierć, wejść można z nadzieją i wyjść zwycięsko.
Nadzieją i zwycięstwem  jest Jezusowe zmartwychwstanie. Jezus nie mógł pozostać w grobie, bo gdyby pozostał, umarłoby też razem z Nim i poszło w niepamięć wszystko, czego uczył, do czego nas zachęcał, ku czemu ukazywał drogę. Wraz z Jego wydanym na  zniszczenie ciałem rozsypałaby się w proch cała nasza wiara: w dobro, w sprawiedliwość, w jakiś porządek i ład na świecie, w jakiś sens ludzkiego życia i w  Boga nad nami.
Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, napisze św. Paweł,  daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara, a my, pokładający w Nim nadzieję, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania.
Umrzeć, to Jezus mógł, skoro aż tak bardzo nas ukochał, że przemierzyć zapragnął razem z człowiekiem tę najtragiczniejszą z wszystkich dróg. Ale nie wolno Mu było pozostać w grobie na zawsze, bo tym pozostaniem przekreśliłby równocześnie i siebie, i nas. Siebie, że nie był tym, za kogo się podawał.
A nas? Świat, któremu pokazało się drogę w heroizm Wielkiego Piątku, nie kończącego się Wielką Niedzielą, stałby się światem przegranym. Nie wolno roztaczać przed człowiekiem wizji raju i w imię tego raju wprzęgać go w trud i mękę, jeżeli tego raju dać mu nie można.  Jeżeli tego raju w ogóle nie ma!
Jezus nie mógł nas tak zwieść i rozczarować. Po tym, co powiedział, po tym, ku czemu porwał, po tym, czym zachwycił, musiał zmartwychwstać.  I zmartwychwstał. Św. Paweł. ogłosi swoim wiernym: „Zmartwychwstał, jako pierwszy spośród tych, co pomarli. I poprzez to swoje zmartwychwstanie mówi nam: Ufajcie! Wszystko, co wam powiedziałem, jest prawdą. Wszystko, o co kazałem walczyć, jest do zdobycia. Wszystko, ku czemu poleciłem wam iść, istnieje rzeczywiście i w ostatniej godzinie życia  będzie waszą radością.
Zwiążcie tylko wasze życie z moim życiem. Poprowadzę was przez cierpienie. Pójdziecie ze mną przez trud i mękę.  Ale nie bójcie się. Ja, który te wszystkie drogi pierwszy dla was przeszedłem, gwarantuję, że nie idziecie w pustkę,  w rozczarowanie.  Idziecie ku życiu! Idziecie ku własnej pełni i godności! Idziecie ku wiecznemu spełnieniu i posiadaniu! Idziecie ku zmartwychwstaniu.
Ożywmy naszą nadzieję w osiągnięcie wszystkiego, co nam zostało przyobiecane.
Wzmocnijmy przede wszystkim osobistą więź z Chrystusem i uwierzmy Jego słowom. Zróbmy też odważnie krok w życie godne uczniów Zmartwychwstałego Pana. Św. Paweł, który lubił rzeczowość i detal, tak   zachęca  wiernych Kolosan:
„Szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus… Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi… Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach  lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem… Odrzućcie… gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę… Nie okłamujcie się nawzajem… Jako więc wybrańcy Boży, święci i umiłowani, obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciwko drugiemu…”.
Chrześcijaństwo,  to nie tylko piękne myśli  przywdziewane, niby nowe ubranie na święta. Chrześcijaństwo,  to piękne życie! Na pewno ani tegoroczna Wielkanoc, ani następne, nie uwolnią nas ani od wysiłku, ani od cierpienia czy trwogi. Nie uwolnią przede wszystkim od śmierci. Bądźmy pełni radości, bo zło już przegrało. Może zaszkodzić tylko tym, którzy na to sami pozwolą, wejdą z nim na ugodę. Kto oparł się o Chrystusa, jest mocny, wolny i nie do pokonania.
Chrystus przepowiedział własne zmartwychwstanie.  I dotrzymał słowa.
Dotrzyma go również w stosunku do nas. I my zmartwychwstaniemy.

Szczęść Boże.

Chcesz Masz życzenie podzielić się informacją, oceną, lub masz chęć coś zkrytykować   kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każde słowo. /red./