29 listopad 2009 r. I NIEDZIELA ADWENTU.

 

Duch szczęścia adwentowego

Moi Drodzy! 
Adwent jest zapowiedzią szczęścia, bowiem wiara i tęsknota, nadzieja i radość  –  rodzi już szczęście. Szczęście  natomiast to doskonałe dobro zaspokajające najwyższe pragnienia. Najwyższym dobrem jest Bóg; stąd każde zbliżanie się do Niego jest zapowiedzią i drogą do szczęścia. Na tej drodze rodzi się prawdziwe szczęście. Nic dziwnego, że prorok Micheasz na osiem wieków przed  narodzeniem Chrystusa wołał uszczęśliwiony:
„A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich. Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu… A Ten będzie pokojem”.
Słysząc tę radosną wieść, szczęśliwym poczuł się nie tylko prorok, ale i cały naród. Szczęśliwymi poczuli się także mieszkańcy Betlejem.
Gdy nadszedł czas, o wiele bardziej uszczęśliwioną była Maryja, która „znalazła łaskę u Boga” i po poczęciu Jezusa udała się do swej krewnej Elżbiety. Na widok Maryi zapanowało również szczęście w sercu Elżbiety i napełnił ją Duch Święty. Pod Jego tchnieniem powiedziała: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie ?”
My również winniśmy czuć się szczęśliwymi, ponieważ żyjemy w świecie odkupionym przez Chrystusa. Wyrazem tego szczęścia są zbliżające się święta Bożego Narodzenia, Bóg staje się człowiekiem, staje się jednym z nas.
Jednak szczęście, zarówno Izraelitów jak i nasze, nie jest i nie może być doskonałe, pełne. Nie możemy bowiem zapominać, że przeżywamy je w okresie życiowego adwentu. Adwent to tylko zapowiedź i zbliżanie się do pełni szczęścia.
Pomimo to, duch szczęścia winien ożywiać nasz adwent liturgiczny i życiowy. Jesteśmy przecież, jeżeli można tak powiedzieć, „skazani” na szczęście, pragniemy go, szukamy i mamy prawo do niego, jako Dzieci Boże.
Duch szczęścia obecnego.
O szczęściu wiele napisano. Jeszcze więcej o nim powiedziano. Zawsze go pilnie poszukiwano. Mimo woli cisną się na usta słowa piosenki: „Kto z was wie, ile szczęście miewa odmian – lub ile barw na tęczy lśni? – Mało kto szczęście spotyka co dnia, – przeważnie o nim tylko śni…”
Poeta  Goethe, wyznał kiedyś, że w ciągu  75 lat  swego życia, nie zaznał nawet czterech tygodni szczęścia. Powiedział też: „W tej gonitwie za dobrobytem, przyjemnościami i radością, czułem się jak gryzoń, który połknął truciznę. Pędzi z nory do nory, pożera wszystko co napotyka do zjedzenia. Pije wszystko, co może, a mimo wszystko trucizna pali go niby nieugaszony ogień”.
Podobnych wypowiedzi jest wiele. Widocznie ludzie nie umieją szukać szczęścia. Widocznie są pewne zasady, którymi trzeba się w życiu kierować i do nich stosować, by być szczęśliwym.
Jakie to zasady ?
Na to pytanie można by odpowiedzieć prosto: Uczmy się kochać Boga, świat i ludzi! Ale to zbyt „stereotypowe”!  A zatem podejdźmy do sprawy inaczej.
Uczmy się pozytywnie myśleć. Nasze myślenie jest podstawą naszego stosunku do wszystkiego. Od myśli zaczyna się dobro i zło. Zatem należy oddalać myśli złe, pesymistyczne, szkodliwe, a pielęgnować dobre, radosne, pozytywne – w stosunku do siebie, do ludzi, do życia, świata, a przede wszystkim do Boga. Bowiem „gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,21).
Innymi słowy – o czym człowiek myśli i jak myśli – takim jest. Należy zatem zmienić perspektywę patrzenia na siebie. Trzeba przyjąć siebie takim, jakim się jest. Mamy braki, wady, ale mamy zdolności i zalety. Nie wstydźmy się ani jednych, ani drugich. Patrzmy też inaczej na drugich ludzi. Nie są oni aniołami, ale też nie są wcielonymi złymi duchami.
Ludzie szczęśliwi, to ci, co kochają ludzi. Dla nich się poświęcają, bez oglądania się na zapłatę, wdzięczność i pochwałę. Czasem może się wydawać, że są to ludzie naiwni. Ale nawet przyjmując, że tak jest rzeczywiście, nie przekreśla to faktu radości i szczęścia.
Przypatrzmy się naszemu stosunkowi do życia. Życie nie jest sielanką, ale nie jest też tragedią. Jest ono szansą, i możliwością. Trzeba starać się być z niego zadowolonym. Być zadowolonym z pracy i czasu. A przede wszystkim trzeba żyć dniem dzisiejszym! Chwila obecna jest zawsze najważniejsza. Przeszłość minęła i nie wróci. Przyszłość jeszcze do nas nie należy.
Ludzie szczęśliwi nie boją się ryzykować w życiu. Nie chodzi o brawurę, ale jeśli wchodzi w grę cel wielki i godny, wtedy gotowi są do ofiar i poświęceń. Świadczą o tym nie tylko święci, ale wynalazcy i odkrywcy, uczeni i reformatorzy.
Nie odkryłby Krzysztof Kolumb Ameryki, gdyby nie potrafił zaryzykować.
Z tym wszystkim łączy się wielki cel życiowy. Ludzie szczęśliwi nie żyją bezcelowo. Mają problemy, spotykają ich cierpienia, ale nie załamują się. Umieją przede wszystkim być pokornymi. Pokora, poprzestawanie na małym, jest chyba najpewniejszą drogą do zadowolenia i szczęścia.
To droga wypróbowana przez Matkę Najświętszą i Jej Syna, który przyszedł „służyć, a nie żeby mu służono”.
Prawda, że:  „Nie ma szczęścia na straganie – nie można  go kupić na żadnym rynku czy w sklepie.
Ale prawdą jest też, że: „Szczęście, to słońce, dające ranek, gwarny dzień, czy gwiazdami lśniącą noc.
Boże – nic, ani nikt nie zamąci mi spokoju, kiedy wiem, że ty mnie kochasz i że ja   również Cię kocham „.
Wiara i świadomość, że Bóg nas ukochał i, że my Go   kochamy – oto zasadniczy sens szczęścia adwentowego, ziemskiego i zapowiedź przyszłej radości, niebieskiej.

Szczęść Boże.