30 sierpień 2009 r. XXII Niedziela Zwykła

 
Chwalić Boga wargami czy sercem?

Moi Drodzy!
Zacznijmy dziś od kroku wstecz, w historię, w dzieje starożytnego narodu wybranego. Pozwoli nam to lepiej zrozumieć istotę ukazanego w Ewangelii sporu Jezusa z faryzeuszami.
Pośród wielu starożytnych narodów, których kodeksy prawne znamy, tylko jeden naród żydowski mógł się poszczycić tym, że twórcą jego prawa jest sam Bóg. Otrzymał on to prawo przez pośrednictwo Mojżesza, w formie zwięzłego zarysu podstawowych żądań moralnych, zwanego dekalogiem. Już za czasów Mojżesza uzupełniono dekalog, czyli Prawo dziesięciu przykazań, bardziej szczegółowymi przepisami, które znaleźć można w pierwszych pięciu księgach Pisma świętego. My nazywamy te księgi Pięcioksięgiem Mojżesza; Żydzi nazywali je po prostu Prawem: Tora. To właśnie Tora stanowić będzie podstawowy człon prawodawstwa narodu wybranego. Było to w zasadzie prawodawstwo religijne, ale obowiązywało i w życiu świeckim, ponieważ państwo, pomimo że przez długi czas stali na jego czele królowie, zawsze uważano Boga za swojego najwyższego zwierzchnika.
Dla obrony Tory, jej prawomocnego wyjaśniania i dostosowywania do zmieniających się warunków życia, pojawia się już w zamierzchłej starożytności instytucja zwana „tradycją starszych”. Są to ustnie przekazywane z pokolenia na pokolenie nakazy i zakazy, dotyczące wybranych dziedzin życia, głównie święcenia szabatu, czystości rytualnej potraw, naczyń i ciała człowieka, szczegóły dotyczące ofiar, danin, podatków itp. Proces tworzenia tych nowych ustnych przepisów nasilił się z chwilą utraty niepodległości przez naród wybrany, co miało miejsce w pierwszej połowie V wieku przed Chrystusem. Starsi i rabini, bojąc się, by przesiedlony do Babilonii naród nie rozpłynął się etnicznie w morzu otaczającego go pogaństwa, mnożą przepisy i nakazy, podkreślające inność i odrębność życia swoich ziomków. To prawne getto, w którym dobrowolnie zamykali się wygnańcy, nie chcąc się splamić kontaktem z poganami, miało w pewnym sensie swoje dobre strony. Pozwoliło przetrwać i zachować własną tożsamość plemienną i religijną. Wytworzyło jednak z czasem bardzo niebezpieczną mentalność, według której prawdziwa religijność wyraża się nie tyle w postawie ducha, co w zewnętrznych aktach religijnych, a im tych aktów więcej, tym lepiej. Toteż liczba drobiazgowych przepisów religijnych zaczyna lawinowo narastać. Każde pokolenie rabinów dodaje tu coś swojego i coraz to bardziej obostrzą obowiązującą dyscyplinę. Niepisane „prawo starszych”, czyli Talmud, wyrasta wkrótce ponad Torę, co gorsza, zaczyna sobie rościć pretensje jedynie poprawnego wyrażania woli Bożej. Pogłębia to coraz więcej izolację narodu wybranego od ludów ościennych, a na barki prawowiernego Żyda wkłada trudne do uniesienia jarzmo. Szczególnie gorliwymi obrońcami Talmudu byli faryzeusze. Chyba oni jedni tylko znali liczbę zawartych w nim przepisów, choć i to wątpliwe, skoro np. samo święcenie szabatu obwarowane było 39 przykazaniami ogólnymi, liczba zaś przepisów szczegółowych wynosiła 1521. Podobnie było w każdej innej dziedzinie życia. Nic dziwnego, że nie brakło takich, którzy nie chcieli się poddać tyranii „tradycji starszych”. Saduceusze np. otwarcie ją bojkotowali. Wielu spośród faryzeuszów wiązało wprawdzie ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładło ludziom na ramiona, lecz sami nie próbowali ich ruszyć, jak im to kiedyś wygarnął Jezus.
Jaka była postawa Jezusa wobec Prawa żydowskiego?
Stosunek Jezusa do prawodawstwa Starego Testamentu oceniać należy nie tylko na podstawie Jego niektórych wypowiedzi czy zachowań, do jakich okazją były utarczki z faryzeuszami, ale patrząc na całokształt Jego nauki oraz Jego własne postępowanie. W zasadzie Jezus żyje i działa jako poddany Prawu i w ramach, jakie to prawo zakreśla. I nie trzeba się temu dziwić. Dla Niego Tora, a więc Prawo Mojżeszowe, jest wyrazem woli Ojca, a tę wypełnia On zawsze. W kazaniu na górze powie: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić”. W szabat Jezus uczęszcza do synagogi, na wielkie święta, jak inni, udaje się do Jerozolimy, Paschę spożywa zgodnie z obowiązującymi przepisami. Szukającemu drogi doskonałości powie: „zachowaj przykazania”, a gdy Go zapytają, które z tych przykazań jest największe, skieruje pytających do Prawa Mojżesza. Uszanuje praktykę składania ofiar w świątyni oraz płacenia podatku na świątynię. Uzdrowionych z trądu odeśle, wg przepisów prawa, po świadectwo zdrowia do kapłanów i poleci im złożyć obowiązującą ofiarę. Wielkimi w królestwie niebieskim nazwie tych, którzy wypełniają i uczą wypełniać Prawo.
Jak widać Jezus nie odrzucał w sposób bezwarunkowy i radykalny Prawa Mojżeszowego. Ale nie da się także zaprzeczyć, że równocześnie wystąpił On ze zdecydowaną krytyką niektórych sformułowań Tory, a jeszcze bardziej Talmudu, i jawnie, a nawet celowo nie trzymał się w swoim postępowaniu pewnych, zawartych tam przepisów. Naraziło Go to, jak wiemy, na nienawiść faryzeuszów i ostatecznie posłało na krzyż za napiętnowane przez Prawo „bluźnierstwo”.
Pozornie niekonsekwentne zachowanie Jezusa w odniesieniu do obowiązującego u Żydów Prawa nie wynika ani z braku Jego samookreślenia się, po jakiej stronie stoi, ani, tym mniej, z dwulicowości. W grę wchodzą przede wszystkim dwie przyczyny: samoświadomość Jezusa oraz Jego misja na ziemi.
Jezus żyje najprzód głęboką świadomością swojej inności i wyższości w stosunku do człowieka. Wie, skąd przyszedł i dokąd idzie. Ten, na co dzień pokorny Syn człowieczy, doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo z wyjątkiem grzechu, nie zawaha się, gdy zajdzie potrzeba, rzucić Żydom w twarz: „Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka”; Nie wystarczy patrzeć na Niego, jako na wysłańca Jahwe, w sensie dawnych proroków, choć nim rzeczywiście jest. On jest także jedno z Bogiem. Ale w takim wypadku Prawo, które obowiązuje w Izraelu, Jego nie dotyczy. „W waszym Prawie jest napisane”, powie swoim rozmówcom, Ja stoję poza nim.,,… Syn człowieczy jest panem szabatu”. To, co obowiązuje obcych, nie dotyczy dzieci. „… synowie są wolni”, padnie z Jego ust, gdy wyniknie sprawa podatku świątynnego. W kazaniu na górze, streszczającym w pewnym sensie to, co w Nowym Testamencie najważniejsze, Jezus zdecydowanie przeciwstawi swoje rozstrzygnięcia wielu ważnym sformułowaniom obowiązującego w Izraelu Prawa. „… powiedziano przodkom… A Ja wam powiadam”. Chrystus to nowy Prawodawca, nieporównywalnie większy od Mojżesza i Proroków, głosi nowemu Izraelowi nowe Prawo Przymierza. Przymierza, które także będzie nowe.
Drugim powodem, dla którego Jezus przechodzi czasem obok Prawa lub ponad obowiązującym Prawem, jest charakter Jego mesjańskiej misji na ziemi. Do samej istoty tej misji będzie należeć przywracanie właściwego oblicza i właściwej głębi w układach: Bóg – człowiek oraz człowiek – Bóg, i to zarówno w sferze spotkań duchowych jak i w dziedzinie paragrafów Prawa. Dla tego celu niekonieczne jest zniesienie od razu całej Tory. Wystarczy ją oczyścić z naleciałości i wtrętów, które tam nieodpowiedzialnie poczynił człowiek.
Żydzi czasów Chrystusa tonęli w zewnętrzności, szeroko propagowanej przez Talmud. „Dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie, wiarę, zarzuci Chrystus faryzeuszom. Pomijacie postawy moralne. Nie obchodzi was usposobienie serca, ale mechanicznie spełniony akt zewnętrzny. Jakież to bowiem wygodne!  Nie pytać, jaka jest wola Boża, nie dociekać, czego On ode mnie żąda i jaki głębszy sens mają Jego przykazania. Kto pyta, może się dowiedzieć za wiele. Może się zatrwożyć, że idzie źle, może się ujrzeć zmuszonym coś zostawić, czegoś się wyrzec, coś naprawić lub zmienić. O ileż łatwiej zachować drobny, nie zobowiązujący przepis zewnętrzny, a nawet sto przepisów.
Religia, o którą walczy Jezus, to na pierwszym miejscu serce. „Nowe serce”, o które modlił się Psalmista; serce, w które Przedwieczny obiecał złożyć swoje Prawo, niby w urodzajną ziemię, spokojny, że wyda ona zdrowy owoc.
Religia, to sumienie. Pouczone Bożym Słowem, wrażliwe na głos łaski, zatroskane o dobry wybór, wielkoduszne i wytrwałe w pełnieniu woli wielkiego Prawodawcy i uparcie napędzające mnie do potrudzenia się trochę w winnicy mojego Pana.  Dopiero na tej bazie i w tym kontekście: Prawo i „Tradycja Starszych”. Dopiero tu różne drobne i mniej drobne praktyki religijne, do których czasem tak jesteśmy przywiązani!
Wyciągnijmy wnioski, które z odczytanego fragmentu Ewangelii same się narzucają: Szanuj Prawo! Dziś jest to ani Tora, ani Talmud, ale Prawo Chrystusa. Bierz je poważnie! To nic, że ostatnio modne zaczyna być bezprawie.
Niezachowywanie niczego, co nakazane, i niesłuchanie nikogo. Pamiętaj, że ty, to nie Chrystus. Nie jesteś Prawodawcą. Wypełniaj więc sam i ucz wypełniać innych to, co tamten Prawodawca nakazuje.
Broń się przed pokusą, jakże ludzką, przesłaniania zewnętrznością: gestem, darem, postawą, powodzią słów, pustki serca, zamkniętego na wartości ducha. Boga nie zagadasz. Ludzi nie przekonasz. Nie trąb więc na prawo i na lewo, jakiś to ty dobry. Bądź dobry!

Szczęść Boże.