8 marzec 2009 r. II Niedziela Wielkiego Postu

 

Moi Drodzy!

Lekturę dzisiejszych czytań zacznijmy od listu św. Pawła do Rzymian.
Mamy tu kilka pytań retorycznych, których odpowiedzią jest fakt, że Bóg Ojciec wszystko jest gotów dla człowieka uczynić, skoro dla niego właśnie nie oszczędził swojego Syna. Nic już większego i droższego Bóg nie ma. Zauważmy też moment psychologiczny.  Bóg dał wszystko, bo dał Syna. O ile łatwiej jest samemu podjąć cierpienie i śmierć, aniżeli zgodzić się na ból i śmierć własnego dziecka. Z pełni Bożego daru wynikają wnioski, które można uogólnić pytaniem św. Pawła. Któż,  a jeszcze lepiej: cóż przeciwko nam?  To jednak nie oznacza łatwości.
Wróćmy do dziejów Abrahama. Ból ojca wiodący syna na pagórek Moria, by tam ofiarować Bogu dar największy. Nie podlegajmy w tej chwili roztargnieniu spowodowanemu myślą: jak Bóg mógł wymagać takiej ofiary? Nie takie bowiem perspektywy są przedmiotem uwagi tekstu biblijnego.
Dla człowieka wierzącego, człowieka Biblii, nie było to dziwne. On wiedział, że Bóg do wszystkiego ma prawo, bo wszystko jest Jego własnością. Hagiografa natomiast interesuje postawa Abrahama. Człowieka poddanego próbie.  Co się tam działo podczas całej drogi, nie wiemy. Autor biblijny też wolał to przemilczeć. Cytuje natomiast słowa Boga: Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna. A co było dotąd? Przecież Abraham miał już ponad sto lat. Czyż Bóg nie był pewny jego wierności? Mało dał tego dowodów? Widocznie mało. Pewnie jeszcze wiele razy mocowała się miłość własna i niedowierzanie ze stwierdzeniem ciągłej obecności Boga w jego życiu. Bóg chciał się przekonać o definitywnym zawierzeniu Abrahama. Chciał też, by sługa Boży odniósł pełne zwycięstwo nad sobą. Zwycięstwo to było warunkiem dalszych błogosławieństw:  „dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza.  To nie tylko wschodnia przesadnia. To prawdziwa proporcja zachodząca między darem człowieka i rekompensatą Boga. Bóg docenia trud człowieczy.
Inna góra ewangeliczna, góra Przemienienia. Też stoi Syn – Ofiara. Tylko Bóg może dostrzec pełny związek tej Ofiary z ofiarą Abrahama. On widział w tej chwili dopełnienie i ukazywał usensownienie wszystkich bólów ludzkich, ich pozorny bezsens. Im większy ból trapi człowieka, tym większy wydaje mu się bezsens tego bólu. Tym drapieżniejsze staje się pytanie:  Dlaczego? Nie można podczas takiego doświadczenia dawać pełnej odpowiedzi. Lepiej milczeć. Dlatego pewnie i Chrystus nakazał milczenie swoim uczniom aż do tego czasu, dopóki „Syn Człowieczy nie powstanie z martwych”. Sens doświadczenia ukazuje się dopiero w świetle zmartwychwstania Chrystusa. Tak jak Jego męka nie tłumaczy się sama w sobie, lecz w zmartwychwstaniu, tak również doświadczenie, oczyszczenie człowieka znajduje uzasadnienie w blasku chwały zmartwychwstania. Ono jest zarazem błogosławieństwem, które w formie właściwej kulturze czasów Abrahama otrzymał patriarcha. Ilekroć myślimy o aspiracjach człowieka, o jego rozwoju, o bogactwie osobowości, musimy uwzględnić rzeczywistość cierpienia. Duchowego bólu, którym jest poczucie zawodu, zdrady, klęski, pomyłki, bezsensu, niewiary, a nawet rozpaczy. Uwzględnienie to jest konieczne, jeśli nie chce się być marzycielem i fantastą. Uwzględnienie to z kolei nie chce odebrać piękna i żywotności naszym przeżyciom. Chce jedynie uwrażliwić na Boską pedagogię, która jest prawdą radosną i ubogacającą.

Szczęść Boże.