01 stycznia 2009 r. Nowy Rok Uroczystość Maryi Świętej BOŻEJ RODZICIELKI

 

Moi Drodzy!

Z ufnością naprzód!

Z Nowym Rokiem zawsze były kłopoty. Mieli je najprzód ci, którzy chcieli ustalić, kiedy ten rok się zaczyna. Od wieków nie było tutaj zgody.
Starożytni Rzymianie rozpoczynali liczenie roku początkowo od pierwszego marca. W piątym wieku przed Chrystusem przeszli na dzień pierwszy stycznia. Wczesne chrześcijaństwo wiązało rozpoczęcie roku bądź ze świętem Zwiastowania, bądź Narodzenia, bądź z Wielkanocą. Ostatecznie rzymski Kościół wylądował na pierwszej niedzieli adwentu. Ale obrządek grecko-katolicki i koptyjski zaczynają rok we wrześniu, syryjski – w październiku, a ormiański – około połowy stycznia. Dla buddystów początek roku przypada na kwiecień, dla mahometan – na luty, dla Żydów – gdzieś między wrześniem a październikiem.
Jak widać, nawet kalendarz przypomina nam, w jakim skłóconym, pełnym rozłamów i dalekim od jedności świecie żyjemy.
Przyjęcia jednak jakiegoś powszechnie uznawanego terminu rozpoczynania nowego roku domagały się zarówno postęp wiedzy o wszechświecie, jak i względy praktyczne. W ten sposób, ponad istniejącymi do dziś różnicami w kalendarzach przeróżnych wyznań, wyrósł z czasem dzień pierwszy stycznia jako data rozpoczęcia nowego roku. Z punktu widzenia astronomii, dzień ten oznacza – oczywiście w sposób umowny – początek nowego, któregoś tam z kolei obiegu Ziemi dookoła Słońca. Droga utarta, bezpieczna, dobrze badaczom nieba znana, trwająca – według jednego z przyjętych kluczy obliczeń – 365 dni, 5 godzin, 48 minut i 46 sekund.
Nasza stara, poczciwa Ziemia przemierzyła już tę drogę miliony, jeżeli nie setki milionów razy. W zasadzie nie ma na niej niespodzianek, pułapek, zagrożeń.
Ale to, co dla wehikułu jest rutyną i szablonem, nie jest wcale czymś tak prostym i bezpiecznym dla pasażerów, których ten kosmiczny wehikuł wiezie. Dla nich każdy nowy rok – to krok w nieznane. To ciemna, nie dająca się przeniknąć, a być może groźna, a nawet tragiczna zagadka.
Kto w noc sylwestrową popatrzy na nasze wielkie miasta, rozjarzone neonami, rozśpiewane, huczące o północy salwami sztucznych ogni i otwieranych butelek szampana, ten mógłby mieć wrażenie, że ludzie znaleźli już i powszechnie zaaprobowali właściwy rytuał wchodzenia w Nowy Rok.
Ale przecież w wielu kościołach tych samych miast, w różnych domach zakonnych czy ośrodkach gromadzących ludzi o pogłębionym życiu religijnym, wita się Nowy Rok przed ołtarzem, na kolanach, w szepcie gorącej modlitwy do Tego, który rządzi czasem, aktami zawierzenia Bogu, oddania się Mu i miłości. Kto ma rację?
Nie zaczynajmy nowego roku sporem o to, co rozsądniejsze i bardziej na miejscu. Chrześcijanina zapewne zainteresuje, jak jego Kościół wchodzi w Nowy Rok. Odpowiedzią na to jest obchodzone w dniu pierwszym stycznia święto Maryi, Bożej Rodzicielki.
Wszystkim zatroskanym o przyszłość własną i o los świata mówi ono: idź do Betlejem! Znajdziesz tam matkę, a w jej ramionach Dziecię. Znalazłszy tych dwoje, nie musisz już niczego więcej szukać ani niczego się bać.
Stoi więc u początku Nowego Roku najprzód dziewicza Matka Słowa: Maryja. Człowiek Boży. Człowiek, który uwierzył, że spełni się to, co obiecane mu zostało przez Pana. Dziś człowiek ten cieszy się już otrzymanym dla siebie i dla nas wszystkich darem. Dar ma na imię Jezus, a jest to imię nadziei: „Bóg pomoże”. Tego „pomagającego” Boga stawia dzisiejsza liturgia, obok Maryi, na straży pierwszego dnia roku. Przez Jezusa bowiem i w Jezusie zmieniona zostaje radykalnie nasza sytuacja, jako stworzeń. Zmieniona na lepsze. Z podległych bezdusznemu prawu i drżących przed Bogiem-Panem niewolników stajemy się synami i pełnym zaufania sercem dziecka wołamy do Boga: Abba, Ojcze!
Synowie nie muszą drżeć o jutro. Synowie to przyszli spadkobiercy wielkiego Bożego dziedzictwa, którego wspaniałość przewyższa wszystko, co umysł ludzki może sobie wyobrazić. Mogą przyjść burze i niepokoje, głód, choroby i wojna. Złość i głupota istot ludzkich, uważających się za inteligentne i bez pazurów, rozpętać mogą kataklizm, który zniszczy pół świata. Synowie nie powinni jednak tracić nadziei. Nic z tamtych okropności nie zburzy obietnicy! Nic nie przekreśli planu Ojca!  Co za ogromna radość!
Nasza przyszłość nie zależy ani od ślepego losu, ani od konstelacji ciał niebieskich, ani od nieobliczalnych, ludzkich poczynań. Budujemy nie na dalekowzroczności polityków, nie na sejfach bankierów, nie na cudownych broniach, nie na dobrobycie gospodarczym, rozwoju nauki czy przemianach społecznych.

Budujemy na prawdomówności i wierności Boga.

U progu naszego Nowego Roku stoi Jezus, zadatek i rękojmia Bożych obietnic. Czy Bóg, dając nam Jego, byłby zdolny czegoś innego człowiekowi odmówić ?
A więc – nadzieja.
Wróćmy do patronki dzisiejszego dnia: Maryi. Któż będzie dla nas lepszym wzorem niż Ona? Maryja zawierza Bożemu Słowu. Bierze to Słowo na serio i na nim buduje swoje życie.  Ona właściwie raz jeden tylko w życiu stanęła wobec Bożego Słowa i pozostała już tak na zawsze słuchająca i pełniąca.
Maryja stawia całą siebie w służbę  wcielonego Słowa. Wsłuchuje się w nie, stara się je zrozumieć, wyciąga praktyczne konsekwencje z poznanych prawd, pracuje dla niego, jest pełna troski, wiele cierpi. Podobnie jak my, żyje wiarą, nadzieją, miłością. I taka bardzo zwyczajna, ale i bardzo wielka, niedościgniona w zawierzeniu, podziwu godna w odpowiedzi, idzie w swoje życie, życie, które dziś świeci nam jak pochodnia, ukazująca drogę. Z tą pochodnią można bezpiecznie wejść w mroki czekającego nas roku. Za przykładem Maryi każdy nowy dzień tego roku może być dla nas krokiem dalej w radość Dobrej Nowiny, w zrozumienie Bożych tajemnic, w coraz pełniejsze zaufanie Opatrzności. Ale też i coraz bardziej uczciwym „tak” na Bożą wolę, nawet gdy zaprasza nas ona na drogę zapomnienia o sobie, ofiary i wielkodusznego wydania siebie – jak Chrystus – „na okup za wielu”. Ludziom, którzy tak planują życie i tak próbują je kształtować, cóż złego wyrządzić może wrogi los? Co najwyżej odbierze on im to, co mają. W żadnym wypadku nie odbierze tego, czym są i ku czemu rosną.
Rozpoczęliśmy Nowy Rok. Nasze prawdziwe życie zaczyna się nie nową kartką kalendarza, ale decyzją stanięcia przy Bogu i służenia Mu „całym swoim sercem  i  całym swoim umysłem”.
Ten Bóg, który patrzy dziś na nas oczyma dziecka, wtulonego w objęcia Matki, niech podniesie swą rączkę i niech nam   pobłogosławi.  

Szczęść Boże.

Chcesz się podzielić informacją, oceną, lub masz życzenie  kliknij: sbws@sdb.krakow.pl
Jesteśmy wdzięczni za każdy głos. /red./