20 kwiecień 2008 r. V Niedziela Wielkanocna

  
    Syn i Ojciec.

Moi Drodzy!
Każde pożegnanie jest trudnym przeżyciem. Starsi żegnali synów odchodzących na wojnę, wleczonych do więzień, obozów, na wygnanie, uciekających nocą z domu przed łapanką albo do partyzantki. Wszyscy przeżyliśmy pożegnania z umierającymi przyjaciółmi, rodzicami, dziećmi…

Ileż w takim momencie rozstania chciałoby się odchodzącemu powiedzieć! Ile wyjaśnić, jak gorąco go o naszym przywiązaniu zapewnić! Niestety, zazwyczaj nie ma na to wszystko czasu. W jednym uścisku dłoni, w jednym spojrzeniu, w jednym krótkim „do widzenia” serce wyrazić musi wszystko, co powiedzieć chciało przez lata.

Jezus, odchodząc od uczniów na mękę i na śmierć, zadbał o to, by znaleźć dłuższą, spokojną chwilę na pożegnanie się z nimi. Jan, uczeń bliski sercu Mistrza, zapamiętał ten wieczór, trzynastego dnia miesiąca Nisan, wieczór ostatniej wieczerzy, i w pięciu rozdziałach swojej ewamgelii przekazał jego treść potomnym. Dzisiejsza ewangelia jest wyjętym, właśnie stamtąd, fragmentem rozmowy prowadzonej wówczas przez Jezusa z uczniami na godzinę przed czekającą Go męką. Urzekający jest klimat pożegnania. Ale nie sentyment jest tym, co najważniejsze. Liczy się natomiast przekazana przez Odchodzącego prawda. Prawda o Nim samym i prawda o tych, co pozostają.

Jezus mówi uczniom, że nie powinni się smucić, ponieważ On, chociaż idzie na śmierć, w rzeczywistości wraca do własnego domu, w którym czeka na Niego Ojciec. W ten wieczór słowo „Ojciec” padać będzie z ust Jezusa częściej niż kiedykolwiek przedtem.

W rozstaniach, które nam przychodzi przeżywać, połowa goryczy rodzi się stąd, że nie wiemy ani co czeka żegnanego, ani co los przyniesie tym, którzy go żegnają. Jezus zna swoją przyszłość. Jest to przyszłość dobra i kojąca: dom, a w domu Ojciec. Co jednak będzie z tymi, którzy zostaną? „Niech się nie trwoży serce wasze”, mówi Jezus uczniom. Wasz los jest najściślej związany z moim własnym losem. Gdzie mój dom, tam i wasz dom. Jest w tym domu mieszkań wiele. Starczy dla każdego. W tej chwili właśnie idę, by je dla was przygotować. „A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem”.

Uczniowie są niewątpliwie urzeczeni troską Jezusa o nich. Nie mogą jednak nadążyć za myślą Mistrza. Szczególny problem dla nich, to ten tajemniczy Ojciec, o którym już tyle razy Jezus mówił, a do którego teraz wraca, oraz droga, którą się On do Niego udaje. Czy będzie to droga dostępna i dla nich? Jedno i drugie chcieliby poznać, owszem, ujrzeć.

Jezus opuszczający uczniów raz jeszcze ukazuje im, kim naprawdę jest. O tym, że nazywał On Boga swoim Ojcem, słyszeli już niejednokrotnie. Tej prawdy nie krył Jezus nawet przed wrogami. Za tę prawdę umrze, ponieważ odczytana ona zostanie przez żydów jako bluźnierstwo. Dziś powtórzy ją na użytek uczniów, by przestali się bać o Niego i o siebie .

Okazję daje prośba Filipa: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Jezus odpowiada: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca… Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?”

To twierdzenie powtórzone zostanie w czasie ostatniej wieczerzy jeszcze kilka razy, choć w różnych sformułowaniach. Jest ono pełne światła. I pełne pociechy. Ojciec, w którego domu jest mieszkań wiele i do którego wraca dzisiaj Syn, jest dla człowieka wszystkich czasów tajemnicą. Nikt z ludzi Go nie widział, a Pismo twierdzi, że i widzieć nie może, bo zginąłby od blasku Jego chwały. Ale ta tajemnica Boga, odsłaniać się zaczęła przed człowiekiem w sposób wyjątkowo kojący i chwytający za serce, od chwili wcielenia Syna Bożego. W osobie Jezusa Chrystusa Bóg objawia swojemu stworzeniu, kim naprawdę jest i jaki jest. Jezus ze swej strony nie krył nigdy, że przez Jego osobę i działanie przebija blask spowijający prawdę o Ojcu. Dziś, w godzinę odejścia, jest smutny, że nawet uczniowie nie odczytali do końca tego objawienia się Ojca w Synu. Przypomina im więc tę prawdę na nowo. Muszą oni zrobić odważny krok w wiarę, że to właśnie ten ich Jezus, Jezus, którego dobrze znają jest, jak to powie później św. Paweł „widzialnym odbiciem niewidzialnego Boga”. To, co w Bogu zakryte i osłonięte tajemnicą, stało się widzialne i dostępne poznaniu w Jego Synu. Zobaczyć więc Syna, to zobaczyć i Ojca, oczywiście w tym tylko wymiarze, w którym obraca się ograniczone ludzkie poznanie.

Jakże pocieszający dla człowieka jest ten obraz Boga, który wychodzi nam naprzeciw w osobie Jego Syna. Wielkość, świętość i sprawiedliwość to, co tak mocno podkreślał, mówiąc o Bogu, Stary Testament, schodzi w tym obrazie jakby na plan dalszy, jakby w tło. Na pierwsze natomiast miejsce wysuwają się: dobroć, wyrozumiałość, miłosierdzie, przebaczenie, miłość; wszystkie te cechy, które podziwiali u swojego Mistrza uczniowie, które wysławiał lud i które sprawiły, że później przy próbie podsumowania Jego życia powiedziano po prostu: przeszedł, dobrze czyniąc.

Uczniowie mogą przy dzisiejszym pożegnaniu pozbyć się trwogi zarówno o Jezusa, jak i o siebie. Dla Jezusa jest to powrót do Ojca, a więc do własnego domu. Gdzież może być lepiej niż w domu? Dla uczniów, których Ojciec kocha w Jezusie i w Jezusie przygarnia, tamten daleki jeszcze dom jest również szeroko otwarty. I będzie im w nim tak dobrze, jak dobrze było dotąd tutaj, u boku Chrystusa.

Pozostaje jeszcze tylko droga do przyobiecanych u Ojca „wielu mieszkań”. Pozostaje, jakże ważne, „którędy” ? I o to z kolei pytają. Odpowiedź Jezusa jest zaskakująca: „Ja jestem drogą… Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”.

Przyzwyczailiśmy się do łatwego myślowego schematu: Chrystus swoim słowem i przykładem ukazał ludziom drogę do Boga. Trzeba te Jego słowa poznać, trzeba iść w Jego ślady, a dojdzie się bezpiecznie do celu. Prawda! Tyle że nie cała. „Ja jestem drogą”, mówi Jezus. Nie sama moja nauka zbawia. Dostęp do Ojca możliwy jest nie poprzez moje słowa, ale przeze Mnie, w najściślejszej życiowej wspólnocie ze Mną, w organicznym wszczepieniu we Mnie. A ponieważ Ja i Ojciec jedno jesteśmy, wspólnota ze Mną oznacza i wspólnotę z Ojcem. W ten sposób droga staje się równocześnie celem. Wszczepienie we Mnie, Drogę, jest jednoznaczne ze wszczepieniem w Prawdę i w Życie, to jest w Boga.

„Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was”, powie Jezus za chwilę uczniom. I to będzie podsumowaniem wszystkiego, co im dzisiaj przy pożegnaniu może powiedzieć i chce powiedzieć.

Nie co innego mówi On co dzień także do mnie i do ciebie: Trwaj we Mnie !

Szczęść Boże.