06.01.2008 r. Uroczystość Objawienia Pańskiego

    

„Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie
i przybyliśmy oddać Mu pokłon” (Mt 2,2).

Moi Drodzy!
Szczęśliwi Mędrcy ze Wschodu! Szczęśliwi, bo ujrzeli gwiazdę i poszli za nią; nie zrazili się trudnościami. Szukali „nowo narodzonego króla żydowskiego”, a znaleźli Boga; a wraz z Bogiem znaleźli cel i sens swego życia. Szczęśliwi, bo spełniły się ich tęsknoty i marzenia, bo nie zawiedli się na wierze, a dobra wola i otwarte serca pozwoliły im oglądać Tego, który był „oczekiwaniem wszystkich narodów”. W ten sposób zapoczątkowali oni wielki korowód „poszukiwaczy i odkrywców” Boga, szczęśliwych również jak oni.

„Ujrzeliśmy Jego gwiazdę”...Nie wiemy dokładnie, ilu było tych Mędrców. Tradycja łacińska mówi o trzech i nadała im imiona: Kacper, Melchior i Baltazar. Inne tradycje, jak syryjska czy armeńska, mówią nawet o dwunastu.. Nie wiemy dokładnie, co to była za gwiazda, którą ujrzeli i szli za nią. Być może, że jako astrologowie łączyli narodzenie się nadzwyczajnej osobistości z ukazaniem się wyjątkowej gwiazdy na niebie. Bardzo możliwe, że nieobce im były proroctwa biblijne dotyczące przyjścia Mesjasza. Może brzmiały im w uszach słowa dzisiejszego czytania: „Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”. W każdym razie oni wypełniali słowa proroka Izajasza: ,,I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu”.
W każdym razie wiara była ich właściwą i zasadniczą gwiazdą prze­wodnią. Wszystko inne mogło być znakiem, pobudką czy okazją do pójścia i szukania Zbawiciela. Ta wiara, oparta na tęsknocie serca za Prawdą, Dobrem i Życiem – za Bogiem, dręczyła ich umysły i serca, nie dawała spokoju i zmuszała do szukania Go zarówno w kosmosie, jak i we własnym sumieniu, w gwiazdach i w biblii. Ujrzeli znak zewnętrzny – gwiazdę. Znikła im. Szukają więc potwierdzenia w Piśmie św. Gdzie miałby być? W stolicy narodu wybranego, który miał Boże Objawienie – Pismo święte. Skoro się tylko upewnili, poszli dalej w drogę. Ujrzeli z powrotem gwiazdę, „bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon”.
Wiara ich potykała się o trudności, niepowodzenia i może wątpli­wości. Przecież po ludzku mówiąc, mieli prawo do zniechęcenia z po­wodu zniknięcia gwiazdy, na widok biednego domku i Dzieciny. To, co ujrzeli, z pewnością nie pokrywało się z wizją, jaką nosili w duszy o tym Królu. Nikt ich też szumnie nie witał, ale też i nikt się „nie przeraził” z powodu ich przyjścia do Chrystusa. „Weszli do domu i […] upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę”. Złoto – jako Królowi, kadzidło – jako Bogu, a mirrę – jako Człowiekowi.

Każdy ma swą gwiazdę i drogę.
Każdy człowiek jest poszukiwaczem Boga. Wszyscy Go potrzebują, choć o tym nie myślą i nie wiedzą.
„Bo i cóż zrobić, gdy taką
Raczył dać mi duszę.
Żeby pozbyła się Ciebie,
Żadną jej siłą nie zmuszę”. (J. Kasprowicz).

Szukamy Boga, bo serce nasze jest wiecznie głodne szczęścia, a rozum prawdy. I właśnie nasze serce jest tą pierwszą gwiazdą, która każe nam szukać Boga wszędzie. Ono kazało udać się młodemu oficerowi Karolowi de Foucauld do Afryki i tam apostołować wśród piasków pustynnych. Ono zmieniło niedowiarka Pawła Claudela w wielkiego apostoła myśli katolickiej. Ono sprowadziło Ewę Lavalliere z desek scenicznych na łono Kościoła poprzez dramat cierpienia i rozczarowań. Ono kazało w poszukiwaniu Boga doktorowi Carrelowi udać się aż do Lourdes i być świadkiem cudownego uzdrowienia; a Papiniemu sięgnąć po katechizm, by rozpalić swój umysł prawdziwą mądrością i miłością.

Każdy z nas też ma swą gwiazdę i drogę. Tą gwiazdą to nasz rozum i serce, a drogą – życie całe wraz ze wszystkimi okolicznościami. Stąd łatwo znaleźć Boga, bo mamy Jego „ślady” wokoło nas. Mamy odbicia i zwierciadła Jego wszechmocy w kosmosie i mikrokosmosie. Cały świat mówi nam o Jego wielkości i miłości. Mamy własne zwierciadło – sumienie, w którym możemy czytać i znajdować Boga. Mamy Pismo św., by odczytać Jego słowa skierowane do nas. A gdy potykamy się i gubimy, gdy zawodzi nas nasz umysł i zmysły – wtedy przychodzi nam w pomoc Kościół ze swymi środkami – sakramentami, by wzmocnić światło naszej gwiazdy, by rozjaśnić nam drogę, by posilić naszą duszę. Więc łatwo jest znaleźć Boga, bo i Bóg nas jednocześnie szuka i wychodzi nam na spotkanie…

Jednak – z drugiej strony – trudno jest nam Go znaleźć. Bo od dni Adama uciekamy przed Nim, barykadujemy się i zagłuszamy Jego głos. Trudno, bo w duszy naszej, gdzieś na dnie, znajduje się zakątek, a w nim jakby „sejf” zamknięty na dwa klucze. Jeden jest w ręku Boga, a drugi w naszym posiadaniu. Człowiek sam bez łaski Bożej nie może go „otworzyć” i wypełnić sobą, ale i Bóg sam bez naszej zgody też nie może wypełnić go. Trudno, bo szukamy specjalnej drogi i specjalnego znaku, szukamy Boga według naszej wizji. Herod i mieszkańcy Jerozolimy mieli Boga-Dziecię tuż obok, mieli Pismo św. i tłumaczy, ale niestety nie poszli szukać Chrystusa. A właściwie poszli, lecz by Go zgładzić… Można więc mieć wszystko a nie znaleźć Chrystusa. Najpewniejsza jednak jest droga dobrej woli i pokory. Droga Mędrców ze Wschodu.

Szczęść Boże.