25.02.2007 r. I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

 


Z Chrystusem w tajemnicę Jego „przejścia”.

Moi Drodzy!

W Środę popielcową  otwiera się przed nami brama w Wielki Post.
Czterdzieści dni, które w Kościele starożytnym przeżywano w surowej dyscyplinie pokutnej, a które i dzisiaj cechować powinno, jeżeli nie umartwienie, na które nas słabych nie stać, to przynajmniej pogłębiona refleksja religijna i jakieś liczące się rozstrzygnięcia moralne.
Czym jest w swojej najgłębszej istocie  Wielki  Post?
Jest to zaproszenie do przeżycia razem z Chrystusem jednego z najważniejszych etapów Jego tajemnicy paschalnej, w który wprowadza nas liturgia.
Tajemnica paschalna obejmuje w zasadzie całe ziemskie życie Syna Bożego, spędzone tu wśród nas.
Ale punktem szczytowym i pełnym wyjątkowego znaczenia jest w tej tajemnicy Jezusowa męka, śmierć, zmartwychwstanie oraz chwalebne wstąpienie do nieba. Mówiąc: tajemnica paschalna, ma się często na myśli te przede wszystkim zdarzenia zbawcze.
Nie mylmy jednak słowa „pascha” ze słowem „Wielkanoc”. Wywodzące się z hebrajskiego, greckie słowo „pascha” oznacza „przejście”.
Kiedyś przed tysiącami lat, w Egipcie, było to przejście anioła – mściciela, który w jedną noc pozabijał wszystkich pierworodnych kraju Faraona, otwierając przez to Izraelowi drogę do wolności.
„Pascha” Jezusa oznacza Jego własne przejście od życia uniżonego, poddanego pracy, cierpieniu, męce i śmierci, jakie wiódł tutaj na ziemi i zakończył na krzyżu, do życia uwielbionego, które rozpoczęło się dla Niego z momentem zmartwychwstania.
Wiara mówi nam, że Jezus przeszedł rzeczywiście taką drogę. Mówi także, dlaczego to uczynił.
Jego „pascha„, czyli przejście, potrzebne było dla nas. Urodzeni w grzechu, obciążeni dziedziczną winą, bardziej skłonni do złego niż do dobrego,
oddzieleni od Boga, którym wzgardziliśmy, przepaścią nie do zasypania, nie mogliśmy nawet marzyć, że o własnych siłach zdołamy przejść do innego, szczęśliwszego, bo bogatego Bogiem, życia. Ale oto po wielu wiekach daremnych zmagań o dobro w sobie, w których człowiek próbował na własną rękę stworzyć jakąś własną „paschę” przez tę noc, jakieś swoje „przejście” w inny, doskonalszy świat, zstępuje na ziemię Syn Boży.
„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swojego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Oczywiście, Bóg mógł to wszystko urządzić zupełnie inaczej. Mógł nam, jako niewypłacalnym dłużnikom, rzucić po prostu swoje przebaczenie, jak upokarzającą jałmużnę. Mógł jakimś innym, wielkopańskim gestem zaradzić naszej nędzy. Nie zrobił tego. Za wysoko człowieka cenił. Za bardzo go kochał.
Zsyła więc na ziemię własnego Syna. Ten bierze na siebie ludzką naturę i staje się jednym z nas. I dopiero jako człowiek, a więc ktoś stąd, równocześnie jednak jako wszechmocny Bóg, rozpoczyna swoją i naszą „paschę”, czyli przejście wraz z całą ludzkością z wrogiego Egiptu doczesności do domu Ojca.
Wielki post ukazuje najtrudniejszy, najbardziej bolesny i tragiczny odcinek tego przejścia.

Przejście przez mękę i  śmierć.
Nawet dla Jezusa jest to doświadczenie tak wielkie, że z Jego ust wyrywa się – zapisana przez Ewangelistę, a jakże nam, ludziom cierpiącym, zrozumiała i bliska – prośba: Ojcze, jeżeli to możliwe, nie prowadź tędy, nie żądaj aż takiej ceny, oddal ten kielich (por. Mt 26, 39).
Ale Ojciec nie oddalił kielicha. Syn musiał go wypić aż do dna. W przeciwnym razie my, idący za Chrystusem w Jego „przejście”, widząc kapitulację naszego wodza, już nigdy nie odważylibyśmy się wejść z podniesioną głową w cierpienie i śmierć. I mielibyśmy rację, bo zagradzająca drogę brama byłaby wciąż zamknięta.
Więc Syn Boży poszedł pierwszy i otworzył nam „przejście”.
Począwszy od Środy Popielcowej liturgia Kościoła, usilniej niż zazwyczaj – bo czyni to przecież przez cały rok – zaprasza nas, byśmy uważniej spojrzeli na ten właśnie najbardziej bolesny odcinek Chrystusowego „przejścia” i stojąc jak najbliżej Jezusa, uczyli się od Niego, jak się dźwiga krzyż i jak się na nim z godnością umiera.
Jakiej ogromnej wagi nabierają właśnie w tym czasie słowa św. Piotra z jego pierwszego listu:
„Wiecie…, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka bez skazy” (1.P1,18-19).Przykład Jezusa słaniającego się za nasze winy pod ciężarem krzyża i umierającego w opuszczeniu przez wszystkich na drzewie hańby żąda od nas, skuteczniej niż wszyscy kaznodzieje świata, nawrócenia, zerwania z grzechem i skorzystania z wysłużonego przez Chrystusa, a przez Boga nam ofiarowanego, przebaczenia.
Nic dziwnego, że okres wielkiego postu to okres pokuty, umartwienia, dobrych spowiedzi i prawdziwych nawróceń, a więc okres nie tylko Jezusowej, ale i naszej „paschy”, dzięki której z chłodu duchowego  robimy krok w światłość życia z Bogiem.
Oprócz tej współpracy z Jezusem – 0dkupicielem, polegającej na korygowaniu, pod Jego przewodnictwem, naszych moralnie złych postaw, współpracy ujawniającej naszą dobrą wolę i gotowość skorzystania z Chrystusowej męki i śmierci, wielki post jest okresem, w którym w sposób szczególny okazujemy cierpiącemu Zbawicielowi na wdzięczność i miłość.
Na najcięższym etapie Jego „paschy”, gdy opuszczają Go wszyscy, gdy – niby ciemna burza – walą się na niego: zdrada, cierpienie i śmierć, chcemy być przy Nim czujni, bliscy, pomocni i kochający.
Pobożność chrześcijańska, szczególnie ta, ludowa, pełna człowieczego ciepła i intuicyjnego wyczucia prawdy, ozdobiła cały wielki post wieńcem rozrzewniających nabożeństw.
Są i gorzkie żale, i droga krzyżowa, i godzinki o męce Pańskiej, i koronka bolesna i wiele innych form pobożności, w których człowiek współczującym sercem obejmuje cierpiącego, za jego sprawę, Boga i jakby próbuje pocieszyć Jego smutne aż do śmierci serce  (por. Mt 26, 38).
„Pascha”, czyli przejście przez cierpienie, mękę i śmierć, skończyła się dla Jezusa zmartwychwstaniem i pełnym chwały wstąpieniem do nieba.
I nad naszą „paschą” przez wielki post świeci jasno gloria bliskiego już zwycięstwa.
W odprawianej codziennie Mszy św.,  która przypomina i uobecnia wśród nas ofiarę krzyża, dzwonią w Kościele nieustannie, także i przez cały wielki post, dzwony Wielkanocy. I nie może być inaczej!
Jeśli się idzie z Jezusem, to choćby się nawet szło przez cierpienie i śmierć, zawsze idzie się ku zwycięstwu.
Towarzyszyć Mu to przecież przeżywać „paschę”, a więc: przechodzić, mijać, zostawiać w grobie to, co stare i złe, a kroczyć ku nowemu. Wielkanoc jest tu zawsze blisko.W bramie otwierającej wielki post posypują nam głowy popiołem. Mówią: „pamiętaj człowiecze, że jesteś prochem  i  w  proch się obrócisz”. Znamy aż nadto dobrze naszą skończoność i przemijalność.
Ale ta świadomość nie ma w sobie nic ze smutku, a tym bardziej popłochu. Ziemia i proch, którymi jestem, to nie cała prawda o człowieku. Zanim przeminę, mogę uczynić coś, co ustawi mnie na zawsze po stronie wiecznie Żyjącego. Mówi mi to  Jezus, zapraszając  w  swoją  „paschę”:  „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk l, 15).

SZCZĘŚĆ BOŻE.