01.10.2006 r. 26 Niedziela Zwykła.

Moi Drodzy!

Gorszyciele i zgorszeni.

Ludzie zawsze się gorszyli i zawsze też byli gorszyciele. „Biada światu z powodu zgorszeń !” (Mt 18,7). Zgorszył się Jozue słysząc prorokujących mężów Eldada i Medada i zwrócił się do Mojżesza, mówiąc: „Zabroń im!” Gorszyli się apostołowie na czele z Janem, że ktoś wyrzucał złe duchy w imię Jezusa, „ponieważ nie chodził z nimi”. Gorszyli się faryzeusze – i to często – z Chrystusa, gdy jadał z celnikami, udawał się w gościnę do nich, gdy rozmawiał z jawnogrzesznicą, czy uzdrawiał w szabat.
Liczba zgorszonych powiększyła się dziś. Dla wielu rzekomym powodem jest sam Kościół. Gorszono się przepychem kościołów, tiarą papieską, księżmi i katolikami. Gorszył się niejeden postawą dobroci i życzliwości wobec wszystkich u Jana XXIII. Wielkim „zgorszeniem” dla wielu katolików świeckich  była encyklika papieska Humanae vitae z dnia 29 lipca 1968 roku, dotycząca obrony życia nienarodzonych i sprzeciwu co do stosowania środków antykoncepcyjnych. Żądano nawet rewizji stanowiska Kościoła w tej sprawie. Innym zgorszeniem dla wielu jest odstępstwo duchownych.
Sami teologowie również gorszą się obecnym stanem Kościoła. Wystarczy wymienić choćby kilka tytułów książek na ten temat, na przykład: Wśród wichrów, Na skraju schizmy, Burza nad Kościołem, Kryzys katolicyzmu i szereg innych. Wielu gorszyło i gorszy się zmianami w liturgii Mszy św., wprowadzeniem języków narodowych do obrzędów kościelnych.
Oczywiście, jest wielka różnica między zgorszeniem „faryzejskim”, a zgorszeniem „maluczkich”, między gorszeniem się z Chrystusa, a gor­szeniem z Kościoła. Chrystus był „Słońcem Sprawiedliwości”, „Barankiem bez zmazy”, samą Świętością. Tymczasem Kościół składa się z ludzi często grzesznych, ułomnych i słabych. Zło w Kościele jest bólem i raną na „ciele” Kościoła, zmniejsza jego blask i utrudnia pełnienie roli sakramentu zbawienia w dzisiejszym świecie. To zło boli przede wszystkim samego Chrystusa, który jest Głową Kościoła. Ale są w świecie niejako „zawodowi”   Gorszyciele.
Ich chyba głównie miał na myśli Chrystus, gdy powiedział, że „temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze” i „biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie” (Mt 18,7).
Nie sposób wymienić wszystkich gorszycieli, a nawet dziedzin czy kategorii zgorszeń. Bo są gorszyciele wielcy i mali, świadomi i nieświadomi, działający w pojedynkę i całymi zespołami. A mają dziś do dyspozycji nieograniczone środki i możliwości, począwszy od zwykłej rozmowy aż do środków masowego przekazu myśli. Rekrutują się też ze wszystkich warstw i klas społecznych. Nie brak rodziców i nauczycieli, pisarzy i poetów, ministrów i producentów filmowych czy sprzedawców narkotyków. Jedni robią to dla interesu, inni programowo prowadzą swą destrukcyjną pracę w społeczeństwach. Nie od dzieci trzeba wymagać poczucia odpowiedzialności, ale przede wszystkim od starszych. Bo nie dzieci uczą i pokazują zło w przeróżnej formie; nie dzieci prowadzą domy publiczne i wydają miliony na gorszące wydawnictwa czy handel narkotykami; nie dzieci rozpijają społeczeństwa i rozkładają moralnie narody.
Kiedyś w pewnym mieście wieszano publicznie młodego mężczyznę. Zapytano go pod szubienicą, jakie ma ostatnie życzenie.  „Widzę tam w dali mojego ojca, niech się zbliży, chcę mu coś powiedzieć na ucho”. Zawstydzony ojciec podszedł nieśmiało. Gdy się zbliżył, skazaniec pochylił się, ugryzł go w ucho i kopnął. Publiczność oburzyła się bardzo. „Pozwólcie mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiłem – mówi skazaniec. Byłem niezłym dzieckiem, miałem wzorową matkę, uczyła mnie pacierza i odmawiałem z nią różaniec. Ale ojciec mój kpił z wiary. Gdy wracał pijany, wyrywał nam różaniec, rzucał o ziemię i deptał. Matka ze zgryzoty umarła na udar serca. Wtedy ojciec wziął się za mnie. I choć czułem odrazę do alkoholu, zmuszał mnie do picia, groził rewolwerem. Potem wodził mnie po domach i tarzałem się w rozpuście, odbierałem też życie niewinnym. Sprawiedliwości stało się zadość. Ginę na szubienicy, ale stawiajcie tu obok mnie drugą i tego gorszyciela weźcie na sznur. Niech gorszyciel wisi ze swym uczniem”.
Dlatego Zbawiciel stawia sprawę kategorycznie.
Jeśli Twoja ręka, noga, oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je”.
Trudno o bardziej kategoryczne postawienie sprawy. Bo „lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie”. Innymi słowy, Chrystus pragnie powiedzieć: gdyby jakaś okazja, przyjemność, namiętność, rzecz czy osoba, były ci tak drogie jak twe oko, ręka czy noga, to lepiej zrezygnować z tego na rzecz zbawienia. Boski Zbawiciel nie uznaje kompromisów ze złem i grzechem. Nie ma i nie może być proporcji między grzesznym przeżyciem a życiem wiecznym, między grzechem i piekłem a niebem.
Ta alternatywa zobowiązuje ! Przed tą alternatywą stajemy codziennie.
Codziennie musimy wybierać: albo – albo.
Codziennie też pamiętajmy o tych dwóch słowach: „jeśli – lepiej”, od nich bowiem zawisło nasze zbawienie.

SZCZĘŚĆ BOŻE.