02.07.2006 r. 13 Niedziela Zwykła.

„Bo dla  nieśmiertelności Bóg stworzył  człowieka” (Mdr 2,23).

Moi Drodzy!

Spotkanie Życia ze śmiercią.

Jesteśmy dziś świadkami dziwnego spotkania: Życia ze śmiercią, Chrystusa ze zmarłą córeczką Jaira. Odbyło się ono na oczach całego zebranego ludu, który śmiał się z Chrystusa, gdy On powiedział: „Dziecko nie umarło, tylko śpi”.
Po czym wszedł do mieszkania, „ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej. Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła”.
Spotkał się Chrystus – Życie ze śmiercią przy grobie Łazarza. „Zawołał donośnym głosem. […] I wyszedł zmarły” (J 11,43-44). Wyszedł, bo nie kto inny, tylko Chrystus zapewnił przedtem Martę: „Brat twój zmartwychwstanie” (J 11,23), a na potwierdzenie, że On jest Panem życia i śmierci, dodał: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25-26).
Spotkał się Chrystus ze śmiercią w Wielki Piątek na krzyżu.
Spotkał się, bo chciał się spotkać, oddając dobrowolnie swe życie; bo był również Synem Adama jak każdy z nas; bo chciał ostatecznie pokonać śmierć.
Spotkał się po to, byśmy mogli powtórzyć za św. Pawłem: „Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo ? Gdzież jest o śmierci, twój oścień ? […] Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Kor 15,55-56). Tymczasem my codziennie  spotykamy śmierć Spotykamy się z nią na każdym kroku. Spotykamy się ze śmiercią innych, o niej słyszymy, czytamy i patrzymy na nią. Jesteśmy nieustannie bombardowani wiadomościami o śmierci na drogach, na lądzie, na morzu i w powietrzu. Kto nie wierzy, niech się uda do dużego szpitala lub na cmentarz w mieście.
Potykamy się o własną śmierć. Z każdym dniem, rokiem, chorobą jest ona coraz bliższa. Często sami prowokujemy ją przez bezmyślność i nieostrożność, przez nadużycia, alkohol i narkotyki.
I chociaż robimy wszystko, by ją oddalić, gdy się zbliża; staramy się ją złagodzić, gdy jest okrutna; uprzyjemnić i rozweselić, gdy pogrąża w smutek, to jednak nic nie pomoże pomalowana pięknie trumna ani „odmłodzona” sztucznie twarz nieboszczyka; wszyscy musimy spotkać się ze śmiercią, jej ulec i poddać się całkowicie. Spotykamy się tu z pewnym paradoksem i tragizmem, bo każdy przecież chce żyć. Jest w nas – Nieogarniony pęd życia: Ja chcę żyć! Tak woła i zdaje się wołać każdy chory, ranny, konający. Tak wołają chorzy i zdrowi, wierzący i niewierzący, biedni i bogaci.
Nie dziwmy się, bo w całej naturze jest wielki pęd do życia. Popatrzmy na rozkwitające nowym życiem lasy i pola na wiosnę. Popatrzmy na pęknięcia murów i kamieni rozsadzanych korzeniami rosnących w pobliżu drzew czy krzewów. Temu wielkiemu pędowi do życia trzeba przypisać powstanie różnych dzieł ludzkich, sztuki i kultury, postępu i techniki. Są one próbą udzielenia człowiekowi wieczności. Nie brak też różnych recept lekarskich i popularnych na racjonalne życie.
Wokół życia obracają się niemal wszystkie problemy świata, wielkie i małe, osobiste i ogólnoludzkie. Z życiem łączy każdy sprawę szczęścia, a ze szczęściem – miłość. Nic dziwnego, bo miłość jest źródłem, motorem i dominantą życia całego, zarówno fizycznego jak i umysłowego, duchowego i nadprzyrodzonego.
Spotkanie z Dawcą Życia.
Ten pęd do życia jest naturalny i wrodzony wszystkim. Mają go i zwierzęta. Śmierć jest czymś nienaturalnym, sprzecznym z naszą naturą. Jest jakby nagłą przepaścią, pęknięciem i przerwaniem struny. „Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było. […] Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczą jej ci, którzy do niego należą”. Oto odpowiedź Boża na kartach księgi Mądrości. Stworzeni jesteśmy do życia nie tylko doczesnego i duchowego, ale wiecznego i nadprzyrodzonego. I ono nas czeka mimo śmierci ciała.
Życie wieczne, nadprzyrodzone i Boże dał nam Ten, który spotkał się ze śmiercią innych i ze swoją własną; Ten, który ją pokonał w jej korzeniu i skutkach; Ten, który jest „życiem i zmartwychwstaniem” – Jezus. On też powiedział: „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25-26).
Z tym Dawcą Życia spotykamy się. Wyszedł on naprzeciw nas w chwili chrztu. Włączyliśmy się wówczas w Jego śmierć i Zmartwychwstanie, w Boże życie. Spotykamy się z Nim w konfesjonale, rodzi w nas na nowo swe życie w spowiedzi i Komunii św. Spotykamy się przy innych okazjach, by żyć z Nim i w Nim na zawsze.

SZCZĘŚĆ BOŻE.