18 XII 2005 r. IV Niedziela Adwentu

Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem laskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus.

(Łk 1,30-31)

Moi Drodzy!                 

W historii Stanów Zjednoczonych czytamy, że kiedy prezydent James Garfield został ciężko ranny w roku 1881, umieszczono go w domu na uboczu, by miał tam ciszę i spokój. Zbudowano nawet tor kolejowy prowadzący pod dom, dla wygody dojeżdżających lekarzy i dygnitarzy. Tor przeprowadzono poprzez pole pewnego farmera. Ten sprzeciwiał się temu. Ale gdy mu wyjaśniono, że chodzi tu przecież o prezydenta kraju, ciężko rannego, odpowiedział: Jeśli o prezydenta chodzi, to możecie przeprowadzić tor nawet przez mój dom.

Fakt ten, to słaby obraz innego zdarzenia, jakie miało miejsce blisko dwa tysiące lat temu, w Nazaret. Poprzez Maryję Bóg zaplanował przyjść na świat. Maryja słysząc to, zawahała się nieco, ale gdy się przekonała, że chodzi o Zbawiciela i bez naruszenia Jej dziewictwa, zgodziła się chętnie: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.

Droga przez Matkę.

Bóg od wieków chciał nas odkupić. Miał oczywiście wiele sposobów i możliwości, ale wybrał jeden – sposób „macierzyński”. Chciał, by życie nadprzyrodzone miało charakter macierzyński, podobnie jak życie ludzkie; by obok pierwszej Ewy stanęła druga – Maryja. I dlatego Ją wybrał od wieków. Dlatego wolna była od wpływu szatana. Dlatego powiedział do szatana: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo Jej: ono zmiażdży ci głowę” (Rdz 3,15).

Z drugiej strony Stwórca nie chciał się narzucać ludzkości. Potrzeba było, by ludzkość dobrowolnie przyjęła Zbawcę, by wzięła świadomy i dobrowolny udział w tym dziele. Tym więcej, że świadomie i dobrowolnie sprzeniewierzyła się Bogu. Tego domagał się porządek sprawiedliwości.

Mijały jednak pokolenia. Przed oczyma Stwórcy przesuwały się Judyty i Debory, Estery i Matki Machabejki. Aż wreszcie ukazała się Maryja na widowni dziejów w Nazarecie. I wtedy to „posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. W skromnym domku nazaretańskim rozpoczął się wtedy –

Najpiękniejszy dialog

Rozpoczął się dialog między Bogiem a człowiekiem, między Stwórcą a stworzeniem, między Panem a służebnicą, między Ojcem i Matką Syna Bożego. Tak rozpoczęło się najwspanialsze „spotkanie na szczycie” – Boga z ludzkością. Spotkanie upragnione od wieków, przez Boga i ludzkość.

Treścią tego dialogu było Boże orędzie: „Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego”. Maryja słysząc to zawahała się. Bała się podstępu złego ducha. Pyta więc: „Jakże się to stanie, kiedy nie znam męża”. Słyszy jednak uspakajającą odpowiedź: „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego osłoni cię Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie Synem Bożym”.

I chyba zamilkło wówczas całe niebo z aniołami w oczekiwaniu decydującej odpowiedzi z ust przedstawicielki ludzkości. Na najpiękniejszą propozycję – padła najwspanialsza odpowiedź, na jaką człowiek potrafił się zdobyć. „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Odpowiedź pełna pokory i miłości. Odpowiedź wyrażona w imieniu całej ludzkości i zmieniająca sens dziejów świata. Cała nasza historia z tą chwilą nabrała głębokiego sensu. Dokonało się wówczas największe i najpiękniejsze „porozumienie” między Bogiem a ludzkością. Podpisany został „układ przyjaźni” między Stwórcą a stworzeniem.

Potrzebna Bogu i nam.

Potrzebował Bóg narodu wybranego, by przygotował drogę Chrystusowi na przestrzeni wieków. W tym celu wybrał go, opiekował się nim i podsycał jego wiarę. Potrzebował herolda – Jana, który by „prostował ścieżki” ludzkich serc i umysłów. Potrzebował Jej, by włączyć się przez Nią w nasz rodzaj ludzki, by być „jednym z nas” – „Synem Człowieczym”, by mieć naszą naturę, ciało i duszę.

Potrzebna była i jest nam wszystkim, by w naszym imieniu wyrazić zgodę na Boże Wcielenie. Jej to zawdzięczamy, że nie tylko Wcielenie, ale i „Wniebowzięcie doszło do skutku w jednym z nas” (E. Mersch). Ona to stała się pierwszym i istotnym węzłem łączącym nas, obok Chrystusa, z Bogiem. W Niej i przez Nią dokonał się ten akt. Dzięki Jej fiat. (Nich się stanie wg słowa Twego).

Potrzebna jest nieustannie, bo Wcielenie mistyczne Chrystusa trwa. Odbywa się ono „w głąb”, w każdej duszy, przez miłość aż do upodobnienia z Chrystusem i „wszerz”, dopóki wszyscy ludzie nie złączą się i nie dojdą „razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do Człowieka Doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,13).

„Macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie, poczynając od aktu zgody, którą przy Zwiastowaniu wiernie wyraziła i którą zachowała bez wahania pod krzyżem, aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych” (KK 62). „Jest (Ona) zgoła matką członków (Chrystusowych), … ponieważ miłością swoją współdziałała w tym, aby wierni, którzy są członkami owej Głowy, rodzili się w Kościele” (KK 53).

Taką się Ona jawiła i jawi zawsze, szczególnie wobec grzeszników.

SZCZĘŚĆ BOŻE.