25.09.2005 r. XXVI Niedziela Zwykła.

Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. (Mt 21,31)

Moi Drodzy!

Znamienne fakty.

Przed kilku laty ukazała się książka pisarza francuskiego Andrzeja Frossarda pt. Bóg istnieje spotkałem Go.

Jest to historia jego nawrócenia. Spotkał Boga i nawrócił się zupełnie przypadkowo.

Szedł –     jak mówi – kiedyś ulicą Paryża ze swym przyjacielem. Towarzysz przeprosił go w pewnym momencie i udał się do kaplicy wieczystej adoracji. Zniecierpliwiony czekaniem Frossard wszedł do kościoła po raz pierwszy w życiu. Był niewierzącym. Nic nigdy nie słyszał o Bogu, o Chrystusie i o Kościele w domu rodzinnym.

W kościele podniósł oczy w górę i ujrzał monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Nie wiedział co oznacza ten przedmiot i biały opłatek w środku. Ale intuicyjnie, dzięki łasce Bożej, uwierzył wówczas w istnienie Boga.

Gdy wyszedł, przyjaciel jego zauważył dziwną zmianę w jego wyrazie twarzy. Zapytał go o powód. Andrzej stwierdził krótko: Bóg naprawdę istnieje

Przejście jego na katolicyzm wywołało szok w całej rodzinie. Posądzony został o zaburzenia psychiczne. Skutek był jednak taki, że jego matka i brat po pewnym czasie również zostali katolikami. Po wielu latach – wyznaje on: Dla mnie istnieje teraz tylko jedna rzeczywistość: Bóg. Bóg istnieje – reszta jest hipotezą.

Wątpię o wszystkim – za wyjątkiem Boga.

I zastanawiająca rzecz – trzeba dodać – bowiem przyjaciel ów, który był pierwszym świadkiem i okazją do znalezienia Boga – stracił wiarę.

Drugi fakt miał miejsce kilkanaście lat temu w Moskwie. W jednym z teatrów grano bluźnierczą sztukę Pt. Chrystus w tuxedo.

Teatr był wypełniony po brzegi, gdyż główną rolę miał grać Aleksander Rostowżew, sławny aktor i gorliwy uczeń Marksa. W pierwszym akcie na scenie ukazał się ołtarz wewnątrz kościoła. Zamiast krzyża na ołtarzu był bar z butelkami piwa, wina i wódki. Wokół ołtarza zebrani byli otyli kapłani wznoszący toasty, a u dołu na podłodze — zakonnice grające w karty.

W drugim akcie ukazał się bohater sztuki imitujący Chrystusa. Ubrany był we wschodnią długą szatę i trzymał księgę Nowego Testamentu. Zaraz po wejściu na scenę, miał odczytać dwa wiersze z Kazania na Górze, a następnie zrzucić swój strój palestyński i zawołać: Dajcie mi moje tuxedo i mój kapelusz! Aktor przeczytał słowa: Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie. […] Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni

Nagle zamilkł i stanął jak sparaliżowany. Cisza zapanowała w całej sali jakby wszyscy zamarli. Aktor nie zrzucił swej szaty, nie zawołał o tuxedo, ale z piersi jego wydobył się cichy, ale słyszalny głos: „Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni; i wobec całego zdumionego audytorium zrobił duży znak krzyża i zawołał: Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do swego Królestwa!

Jak bardzo te fakty przypominają nam sceny z życia Zbawiciela. W Wielki Piątek na Kalwarii nie kto inny tylko łotr – wyrzutek społeczeństwa, pogardzany i potępiany, został pierwszy zbawiony. Nie kto inny, tylko setnik – poganin, dał publiczny wyraz swej wiary w Bóstwo Chrystusa wtedy, gdy apostołowie pouciekali ze strachu, a tłum, który doznał tylu łask i cudów, zionął nienawiścią wobec Ukrzyżowanego.

Znamienne porównanie

Wymowę mają fakty z życia grzeszników i z ich ustosunkowania się do Zbawiciela, ale jeszcze wymowniejsza jest przypowieść Chrystusa o dwóch synach. Chrystus pragnie zmusić swych słuchaczy do wydania opinii o sobie samych. Co myślicie? – mówi do nich Zbawiciel.

Pewien człowiek miał dwóch synów. Pierwszy słysząc słowa zaproszenia ojca: Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy odpowiedział: «Idę, panie», lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego, to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł”. Spełnił on spełnił wolę ojcowską.

Nie trudno było się domyśleć i zrozumieć sens tego porównania. To obraz dwóch rodzajów ludzi w narodzie wybranym, do którego przyszedł Chrystus. Jego duchowi przywódcy uważali się za najbardziej posłusznych Bogu, za prawdziwych synów Izraela, zachowujących Prawo Boże.

I zdawać by się mogło, że oni pierwsi pójdą za Chrystusem i skorzystają z Jego zaproszenia do winnicy. Niestety, okazali się opieszali i przewrotni. Natomiast grzesznicy, celnicy, wyrzutki społeczeństwa – uważani za najgorszych, poszli za głosem wezwania. Posłuchali Jana i szli za Chrystusem. Oni też wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Nie dlatego, że są grzesznikami, lecz że uważają się sami za grzeszników i chętniej się nawracają.

A dziś? Popatrzmy i zastanówmy się. Czy dziś nie są często bliżsi Boga i Chrystusa poganie, innowiercy a nawet ateiści niż chrześcijanie? Czy zasady i postępowanie tamtych nie są często bliższe Ewangelii niż wielu spoganiałych katolickich społeczeństw? Zostawmy na uboczu politykę, uprzedzenia, antagonizmy, osądźmy obiektywnie. Oni nie znają i nie posługują się Ewangelią czy Bogiem, ale często żyją jednym i drugim. Potrafią zdobyć się na postawę wiary i pokory, potrafią się opamiętać i nawrócić.

Niejednokrotnie są mniej zepsuci i zdemoralizowani niż ci sprawiedliwiJeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu – mówi prorok.

Wielu wezwanych, mało wybranych. Wszystkim odpłata. Bracia, póki czas mamy, czyńmy dobrze (św. Franciszek).

 

SZCZĘŚĆ BOŻE.