7.08.2005 r. XIX Niedziela Zwykła.

Ja jestem, nie bójcie się (Mt 14,27).

 Moi Drodzy!

Dnia 21 września 1957 r. zatonął na Atlantyku na skutek strasznego huraganu statek niemiecki Pamir. Pozostali przy życiu marynarze z trudem utrzymywali się na powierzchni wody. Dwie łodzie ratunkowe były uszkodzone i ci, którzy na nich się znaleźli, zginęli w odmętach.

Jedna tylko łódź była dobra. Znalazło się w niej 25 marynarzy. Dwa dni i dwie noce bez jedzenia i picia walczyli z burzą i falami oceanu o życie.

Z całej grupy uratowało się tylko pięciu. Dlaczego? Opowiadali sami. Oto w ciągu dwóch nocy mijało ich kilka statków. Widzieli ich światła, krzyczeli z całych sił, lecz wicher zagłuszał ich wołania. Statki mijały ich. Wówczas to za każdym razem część marynarzy wyskakiwała do wody, aby wpław dostać się do zbawczego okrętu. Próbowaliśmy ich powstrzymać, – mówili uratowani – lecz daremnie. Oni myśleli, że prędzej i łatwiej się ocalą w ten sposób, gdy opuszczą łódź i sami popłyną. Niestety, wszyscy zginęli. Ocaleli tylko ci, którzy wytrwali do końca w łodzi ratunkowej.

Powód do lęku mieli i apostołowie. Spotkała ich bowiem

Burza na morzu

Po cudownym rozmnożeniu chleba, Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg. Sam zaś po rozejściu się tłumu wyszedł sam jeden na górę, żeby się modlić. Nie znamy treści modlitw Chrystusa. Możemy domyślać się tylko, że była to z jednej strony wdzięczność wyrażona Ojcu w niebie za dokonany cud wobec zgłodniałego tłumu, a z drugiej strony prośba, by cud ten przełamał nie­chęć rzeszy wobec większego cudu chleba, jakim będzie Eucharystia.

Tymczasem apostołowie w łodzi borykali się z żywiołem na wzburzonych falach jeziora. Spotkała ich burza. Doświadczeni rybacy płynąć musieli pod wzburzone fale. Jeszcze większy lęk ich ogarnął, gdy na tle spienionych fal ujrzeli widmo ludzkie. Uczniowie zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa i z bojaźni krzyk­nęli. Poczuli się bezsilni i bezradni, osamotnieni i przerażeni. Uspokoił ich jednak Chrystus słowami: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się

Ież nadziei i otuchy musiało mieścić się w tych słowach Chrystusa, skoro inny duch wstąpił w apostołów. Piotr pierwszy w imieniu wszy­stkich zawołał: Panie, jeśli Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. Nie zważał już na burzę, na fale i ciemną noc ogarniającą ich zewsząd. Nie wątpił, że to Pan. Skoro On, więc chce do Niego pójść po falach. Nie żąda znaku czy cudu, prosi o rozkaz. I słyszy odpowiedź

Przyjdź. Nie waha się. Wchodzi do wody i idzie po falach. Zbliżał się już do Mistrza, lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąc, krzyknął: Panie, ratuj mnie. Zaczął tonąć w chwili, gdy poczuł, ze zdany jest tylko na siebie.

Panie, ratuj mnie. Wołanie Piotra jest wymowne. Jest dowodem jego wiary i ufności. Ta wiara zachwiała się, osłabła, ale nie znikła.

I skutek jej był natychmiastowy. Bowiem Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary ? Chrystus uratował i podtrzymał jego słabnącą wiarę.

Znamy dalszy ciąg tej sceny. Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uci­szył. Apostołowie na widok tego cudownego faktu upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym

To cudowne uciszenie burzy przez Chrystusa, chodzenie po wzburzonych falach uratowało Piotra mimo jego słabej wiary, ma ścisły związek z poprzednim cudem rozmnożenia chleba i ustanowienia Eucharystii. Zbawiciel chciał przede wszystkim utwierdzić wiarę apostołów w swoje Bóstwo. Chciał pokazać im, że to co jest niemożliwe dla ludzi, możliwe jest dla Boga. Jeżeli On ma moc nad żywiołami natury i prawami fizycznymi w świecie, mogą zatem Mu zaufać całkowicie, gdy nadejdzie inny moment wymagający szczególnej wiary w Niego, przy ustanowieniu Eucharystii.

Czemu zwątpiłeś małej wiary

Nie tylko malarze i artyści przedstawiają nam Kościół Chrystusowy w postaci łodzi Piotrowej. Czynili to również Ojcowie Kościoła. Jeżeli kiedy to porównanie było aktualne, to szczególnie w czasach obecnych. Wielu katolików sądzi, że Kościół przeżywa nie tylko kryzys, ale że tonie. Świadczą o tym artykuły i książki pisane przez samych katolików i teologów. Jeden z autorów (O. Congar) pisze, że zadanie papieża Pawła VI nie jest łatwe.

Ma on do czynienia z zaprzęgiem koni, z których jedne są oporne i powolne, drugie rozhukane – i ma nimi owładnąć.

Jedni więc wątpią w Boskie pochodzenie Kościoła, inni się zała­mują, odstępują, gorszą lub dają się unosić falom czasów i ataków. Zała­mują się w wierze nie tylko wierni, ale i duchowni…

Do nich wszystkich zwraca się Chrystus ze słowami: Czemu zwątpiłeś małej wiary? Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się.

Czy zapo­mnieliśmy, że Chrystus jest głównym sternikiem łodzi Piotrowej – Kościoła ? Czy zapomnieliśmy, że On również jest blisko nas w chwilach nawałnic, pokus i niebezpieczeństw? Przecież nie On szukał ratunku w łodzi, nie On tonął. Szukali ratunku i pomocy apostołowie. I dzięki Niemu nie zatonął Piotr i towarzysze, lecz przypłynęli do brzegu.

Przy śmierci Benedykta XV był obecny późniejszy papież Pius XI. Przy łożu zmarłego papieża znajdował się obrazek przedstawiający burzę na morzu i łódź Piotrową. Obrazek ten zatrzymał Pius XI. Był on dla niego pociechą i otuchą.

Zatrzymajmy i my ten obraz Ewangelii, w drodze do brzegu wieczności.

SZCZĘŚĆ BOŻE.