14.12.2003r. III Niedziela Adwentu.

Moi Drodzy!

Niedziela dzisiejsza zwana jest niedzielą radości –
z powodu nadchodzących świąt.

Radujcie się zawsze w Panu, jeszcze raz powtarzam: radujcie się. Jest to wezwanie do radości. Już naród wybrany w Starym Testamencie był wezwany do radości. Prorok Sofoniasz, żyjący siedem i pół wieku przed Chrystusem, patrząc na bałwochwalstwo, upadek wiary i sprzeniewierzanie się Bogu, zwraca się do swego ludu nie tylko ze słowami upomnienia i groźby.
Z ust jego płynie pieśń radości: „Wyśpiewuj Córko Syjońska! Ciesz się i wesel z całego serca, córko Jeruzalem … Jahwe, Bóg twój, Mocarz pośród ciebie, On zbawi, uniesie się weselem nad tobą”.
Może słuchacze jego nie zdawali sobie sprawy z treści tych słów. Może i on sam nie rozumiał w pełni ich treści. To co dla nich było zapowiedzią, dla nas stało się rzeczywistością. Dlatego nie dziwimy się św. Pawłowi, że będąc w więzieniu, wzywa swych wiernych do radości: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się … Pan jest blisko”.
Życie prawdziwie chrześcijańskie nie jest łatwe i wygodne. Jest jednak radosne, choć nie beztroskie; intensywne, choć pełne wyrzeczeń; szczęśliwe, choć ofiarne.
Nasza religia jest religią radości. Jest „Dobrą Nowiną” przyniesioną nam przez samego Boga-Człowieka. Pierwsze słowa Chrystusowego orędzia, były wezwaniem do radości: „Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie”.
Źródłem naszej radości jest Chrystus. Nie mieszajmy jednak pojęcia radości z przyjemnością. Przyjemność pozostaje w sferze uczuć, radość to przeżycie ducha.
Nie można zbierać owoców, zanim się nie zasadzi i nie wyhoduje drzewa. Radość jest owocem miłości. Największą wartością, godną ludzkiej miłości jest Bóg, a w Nim i przez Niego, ludzie i świat. W miarę jak wzrasta miłość ku Bogu i ludziom, wzrasta i prawdziwa radość. Mierna miłość przytłacza, wielka unosi i rozpala. Dlatego ludzie święci byli radości. Ksiądz Bosko często zachęcał młodzież i salezjanów: sta alegro ! Bądź zawsze radosny, wesoły.
Nie jest koniecznym jednak być wyniesionym na ołtarze, by życie swe wypełnić radością. Wystarczy „wyjść z siebie” , ze swego małego „ja”, nastawić się na służbę innym, a radość spłynie do serca. Bo, im więcej dajemy, tym więcej otrzymujemy; im więcej człowiek stara się sprawiać radości innym, tym więcej sam jej zakosztuje.
Pewna starsza niewiasta adoptowała dziecko. Zapytana, dlaczego tak postąpiła, choć miała własne dzieci, odpowiedziała: „Gdy moi synowie po kolei opuszczali dom i gdy życie moje stało się łatwiejsze, zdałam sobie sprawę, że nie jestem już tak szczęśliwa jak poprzednio. Najszczęśliwsze lata dla mnie, to lata najtrudniejsze, gdy razem z mężem ciężko pracowaliśmy, by zapewnić byt dużej rodzinie. Życie było ciężkie, ale pełne dziwnej radości.
Radość zatem wcale nie wynika z posiadania luksusowego domu, czy wygodnie ułożonego życia w bezdzietnym małżeństwie. Nie stanowi jej także wysokie konto bankowe. Nie zasiada ona w wygodnym fotelu i na wysokim stanowisku.
Wyrasta ona z czystego sumienia, rozwija się i wzrasta w klimacie miłości i dobroci wobec innych. W okresie przedświątecznym musimy zwrócić szczególną uwagę, by radości nie przytłumić zewnętrznym zbytecznymi troskami. Musimy uważać, by z przedświątecznej bieganiny nie pozostał nam jedynie smutek i niesmak. Smutek paraliżuje życie – radość je potęguje. Smutek więzi człowieka – radość daje wolność. Smutek sprowadza choroby  ciała i duszy –  radość leczy.
Panie uczyń mnie, na wzór św. Jana Bosko, narzędziem radości. Spraw, bym nie myślał tylko o sobie, bym przeżywał Twe Narodzenie w sobie i w innych.

DOBRANOC.